Zaopiekowali się siostrzeńcami, teraz mogą ich stracić

Pani Ewa i pan Paweł mieszkają w 25-metrowym lokalu w Górkach. Pół roku temu walczyli o pomoc w remoncie budynku, był to warunek, żeby ich syn Natan, mógł nadal z nimi mieszkać. Przed nimi kolejne wyzwanie. Pani Ewa i pan Paweł zaopiekowali się siostrzeńcami pana Pawła. Jednak żeby chłopcy mogli z nimi zostać, muszą być spełnione warunki mieszkaniowe: dobudowany pokój dla braci. Niestety, dyrekcja Kampinoskiego Parku Narodowego nie wyraża na to zgody.

Pani Ewa i  pan Paweł   mieszkają w budynku przerobionym z pomieszczeń gospodarczych. Para wychowuje dwoje dzieci, w tym 9-miesięcznego,  niepełnosprawnego Natana. Mimo trudnej sytuacji przygarnęli pod swój dach siostrzeńców pana Pawła: 14-letniego Sebastiana i 18-letniego Krzysztofa, którymi wcześniej  opiekowała się babka.


-  Krzysiu od 2 lat  przychodził  do nas jeść, teraz mieszka już z nami, Sebastiana tez karmiliśmy, bo było coraz gorzej.  Babcia przychodziła i mówiła: daj mi dwie kromki chleba, bo Sebastian nie ma do szkoły – mówi Ewa Giel, partnerka pana Pawła.


- Nie mieliśmy co jeść w ogóle,  wtedy przychodziliśmy do wujków. Oni nas nie wypędzali z domu, nie mówili, że nie mają i sami nas częstowali – mówi Krzysztof, jeden z braci.


Matka chłopców zmarła 4 lata temu i dlatego trafili do babki. Jednak opieka była na tyle zła, że interweniowała opieka społeczna. Sąd opiekę nad chłopcami, ale tylko na próbę, przyznał panu Pawłowi. Gdyby nie to, Sebastian trafiłby do domu dziecka, a uczący się jeszcze Krzysztof nie miałby gdzie mieszkać.


-  Mimo że Krzysiek jest pełnoletni, uczy się jeszcze w szkole w Warszawie, dojeżdża codziennie. Nie chcieliśmy,  żeby Sebastian  trafił do domu dziecka czy do placówki,  nie chcieliśmy też  braci  rozdzielać. W tej chwili znajdujemy się w jednym pomieszczeniu w sześć osób, plus kuchnia i łazienka. Chcielibyśmy dobudować pokój dla chłopaków – mówi Paweł Szymański, który opiekuje się braćmi.


Warunkiem, żeby Sebastian i Krzysztof mogli zostać u wujka, jest dodatkowy pokój. Pani Ewa i pan Paweł chcieli go dobudować. Okazało się, że nie jest to możliwe. Władze Kampinoskiego Parku Narodowego, na którym stoi budynek nie wyrażają na to zgody.


- Obiekt ten leży w granicy Kampinoskiego Parku Narodowego i nie jest przewidywany do jakiejkolwiek rozbudowy,   w ogóle do funkcjonowania w jakiejś dalszej perspektywie – mówi Mirosław Markowski, dyrektor Kampinoskiego Parku Narodowego.


- Myśleliśmy, że możemy zrobić  dobudówkę,  żeby chłopcy  mieli swój pokój, ale niestety nie można – mówi pani Ewa.


- Ten warunek jest niestety konieczny. Sytuacja mieszkaniowa jest naprawdę bardzo trudna. W dłuższej perspektywie my, jako pracownicy powiatowego centrum nie wyobrażamy sobie,  żeby taka liczna rodzina mogła mieszkać w tak niewielkim pomieszczeniu – mówi Marek Rączka  z  Powiatowego  Centrum Pomocy Rodzinie w Nowym Dworze Mazowieckim.


Pan Paweł i pani Ewa nie poddają się. Prosili wójta gminy Leoncin o wsparcie. Niestety, gmina nie posiada mieszkań. Małżeństwo liczy, że znajdzie się ktoś, kto pomoże im wybrnąć z trudnej sytuacji i zatrzymać chłopców przy sobie.


- Gdyby pan wójt miał kawałek ziemi, nie mówię za darmo, to chcielibyśmy postawić barak czy domek kanadyjski – mówi pan Paweł.


- Gmina jest biedna,  60% terenu to jest Kampinoski Park Narodowy. Jesteśmy gotowi negocjować cenę gruntu, ponieważ mamy pewne działki.  Obniżylibyśmy cenę tak, żeby im pomóc – mówi Henryk Mędrecki, sekretarz Gminy Leoncin. *

 

*skrót materiału


Reporterka: Klaudia Szumielewicz


kszumielewicz@polsat.com.pl