Koszmarny wypadek pasjonaty militariów. Wini kierowcę

Andrzej Stafa sądził, że Radosław K. zaprasza go na przejażdżkę wojskowym transporterem, bo chce zakopać topór wojenny. Obaj organizują zloty militarne. Przejazd podczas zlotu w Darłowie zamienił się w koszmar. Pan Andrzej twierdzi, że Radosław K. pędził jak wariat, przez co mężczyzna wypadł z pojazdu uderzając głową w pancerz. Ze skutkami wypadku walczy już 9. miesiąc. Prokuratura szybko umorzyła sprawę, ale pan Andrzej nie złożył broni.

Andrzej Stafa jest pasjonatem militariów. W lipcu zeszłego roku pojechał z rodziną na zlot militarny do Darłowa.

- Zaczął się zlot, zaczęły sie przejażdżki i my też zaczęliśmy zwiedzanie, jeżdżenie sprzętami, picie piwa, bo tak tam jest. Celem tej wyprawy miało być też zareklamowanie zlotu militarnego w Gorzowie – mówi Andrzej Stafa.

Pierwotnie zlot w Gorzowie miała organizować firma Radosława K., który w czasie imprezy w Darłowie organizował przejażdżki pojazdami militarnymi. Dlatego, jak mówi pan Andrzej, był w konflikcie z Radosławem K.

- Radosław K. wysłał do nas swoją pracownicę, przyszła do nas pod namiot vipowski, gdzie
organizatorzy siedzą, chyba żeby przełamać lody, żeby się nie kłocić. Powiedziała, że szef zaprasza na przejażdżkę. To nie jest tak, że można było wsiąść do środka i zapiąć pasy – mówi pan Andrzej.

Mężczyzna twierdzi, że przejażdżka od początku nie była przyjemna, bo kierowca jechał bardzo szybko i nie reagował na prośby o zwolnienie. Przejażdżka zakończyla się dla pana Andrzeja tragicznie.

- Zobaczyłem kolegę i  podniosłem na chwilę rękę. Kolega obok wpadł na mnie barkiem i spadłem. Więcej nie pamiętam, bo uderzyłem głową w pancerz. Pękła mi kość czaszki, straciłem przytomność, wpadłem twarzą w błoto – wspomina Andrzej Stafa.

Pan Andrzej odzyskał przytomność dopiero w szpitalu. Skutki wypadku odczuwa do dzisiaj.

- Skutki zdrowotne były bardzo dotkliwe. Twarz to się zagoiła, kość „zespawali“, bo miałem pękniętą żuchwę, opuchlizna zeszła, ale ręka jest po czterech operacjach. Część kości została usunięta, miałem implanty założone, ale to też się nie zrasta. Nie wiadomo, czy ta ręka będzie władna – mówi pan Andrzej.

Kiedy pan Andrzej wyszedł ze szpitala, zgłosił sprawę do prokuratury. Ta jednak umorzyła postępowanie.

- Kpina, cyrk, to nie przystaje do normalnych zasad funkcjonowania wymiaru sprawiedliwości – uważa Mariusz Wójcik, który pomaga panu Andrzejowi w sprawach prawnych.

- Z opinią biegłego ja się totalnie nie zgadzam. Jak mogłem wejść do czegoś i zapiąć się pasami, jak to nie jest w to wyposażone! – dodaje pan Andrzej.

Pojechalismy do firmy Radosława K. do Skwierzyny. Udało się nam z nim skontaktować jedynie telefonicznie, bo przebywa obecnie w zakładzie karnym. - Jak pani jedzie samochodem, ktoś z tyłu otwiera drzwi i wyskakuje, to pani jest winna jako kierowca, czy ten, co wyskoczył? Na takim zlocie jest regulamin, wchodzą na własną odpowiedzialność – powiedział nam.

- Sąd dostrzegł w tej sprawie okoliczności, które muszą być wyjaśnione. Po pierwsze: jakie były obowiązki organizatora, który przedłożył jakiś ściągnięty z internetu regulamin, z którego wynika, że jest całkowicie zwolniony z odpowiedzialności, co jest oczywiście nieprawdą – poinformował Sławomir Przykucki z Sądu Okręgowego w Koszalinie.

- Oczekuję sprawiedliwości, żeby było oczyszczone moje imię, żeby nie było, że ja byłem jakims głupim, pijanym grubasem, który sam wprosił się na czołg i sam spadł. Chcę usłyszeć prawdę i żeby ten pirat poligonowy nie woził ludzi – podsumował pan Anrzej.*

* skrót materiału

Reporter: Paulina Bąk

pbak@polsat.com.pl