Białystok w szoku po interwencji policji: "dusili aż padł"

- Jak to możliwe, że przyjeżdża tylu policjantów do jednego, chorego człowieka i nie potrafią sobie z nim poradzić? Powinni go ratować, a nie dusić aż padł - mówi Małgorzata Karolczuk, bratowa Pawła Klima z Białegostoku. Chory na schizofrenię mężczyzna po interwencji czterech funkcjonariuszy trafił do szpitala. Dwa dni później zmarł. Białostoczanie nie mają wątpliwości, kto zawinił. W mieście doszło do zamieszek, zaatakowano policję.

- Siedział na balkonie, nie chciał słuchać, to zaczęli ściągać go z fotela i katować - mówi Przemysław Klim, brat pana Pawła.

7 kwietnia pogotowie ratunkowe w Białymstoku  zostało wezwane do 34-letniego Pawła Klima. Według zgłoszenia, mężczyzna chorujący na schizofrenię od dłuższego czasu nie zażywał leków, przez co miał być agresywny. Kiedy na miejscu pojawili się ratownicy, uznali, że mężczyzna jest pijany. Wezwano policję, aby odwiozła go do izby wytrzeźwień.

- Pogotowie przyjeżdżało do nas raz na pół roku, raz na rok. Potem 3 miesiące leżał w szpitalu, wychodził i pół roku było spokoju - opowiada o bracie Przemysław Klim.

Policjanci stwierdzili, że mężczyzna jednak nie jest pijany i poprosili pogotowie o odwiezienie go do szpitala. Jednak Paweł Klim nie chciał opuścić mieszkania. Na balkonie doszło do szarpaniny trzech policjantów i jednej policjantki z panem Pawłem. Część tej szamotaniny nagrała jedna z mieszkanek.

- Jak może być, że przyjeżdża tylu policjantów do jednego, chorego człowieka i nie potrafią sobie z nim poradzić? Trzeba z kimś takim postępować ostrożnie, po to jest kaftan, są zastrzyki. Funkcjonariusz założył mu "gilotynę", czyli za szyję ścisnął pałką, a policjantka Pawła kopała. Powinni go ratować, a nie dusić aż padł - mówi Małgorzata Karolczuk, bratowa Pawła Klima. 

- Na balkonie go kopali po głowie, dusili, jak organizm się trząsł, to go nogami przytrzymywała policjantka. Paranoja, mordercy, j… policyjne - twierdzi świadek interwencji policyjnej.

Jak to możliwe, że czterech policjantów nie może sobie poradzić z jedną osobą? Andrzej Baranowski z Komendy Wojewódzkiej Policji w Białymstoku mówi, że interwencja odbywała się na "ciasnej powierzchni", co utrudniało obezwładnienie. - Gdy policjanci usiłowali podnieść mężczyznę, zaczął być agresywny, wymachiwał rękami, gryzł, kopał policjantów - dodał funkcjonariusz.

Pan Paweł nie odzyskał przytomności i dwa dni później zmarł w szpitalu.  Jego rodzina i znajomi obwiniają o tę tragedię policję i pogotowie. Na osiedlowych murach zaczęły pojawiać się obraźliwe napisy, a w mieście doszło do zamieszek.

- Część tego zgromadzenia rzucała różnymi przedmiotami w policjantów: kartoflami, jajkami, kamieniami. Łącznie zatrzymano 22 osoby,  dwie z nich  były poszukiwane do odbycia kary więzienia - informuje Andrzej Baranowski z Komendy Wojewódzkiej Policji w Białymstoku.

Policjanci, którzy brali udział w feralnej interwencji, nie zostali nawet zawieszeni. Wszyscy lekarze i ratownicy pracujący w pogotowiu boją się wjeżdżać na osiedle, gdzie mieszkał pan Paweł. Wczoraj, aby pomóc osobie chorej na padaczkę, karetka musiała być eskortowana przez dwa radiowozy. Natomiast śledczy mają już pierwsze ustalenia.

- Biegli nie byli w stanie kategorycznie wskazać przyczyny zgonu. Potrzeba dodatkowych badań toksykologicznych i histopatologicznych. Jedyne obrażenia, jakie miał mężczyzna, to złamany mostek i żebra, ale to po reanimacji - mówi Marek Winnicki z Prokuratury Rejonowej Białystok-Południe.

W sprawie jest wiele wątpliwości. Do tej pory nie udało się ustalić, co tak naprawdę było przyczyną śmierci pana Pawła. Mężczyzna dotąd nie miał żadnych konfliktów z prawem. Dziś przed południem odbył się jego pogrzeb.

- Nikogo nie miałem takiego w rodzinie, jak brat, zabrali mi wszystko - rozpacza Przemysław Klim.

- Zabili nam najważniejszą osobę w rodzinie. To był cudowny człowiek, wrażliwy. Moja córka pyta, czy wróci z nieba, a ja mówię: jak zobaczysz gwiazdkę na niebie, to pomyśl, że to Pawełek do ciebie świeci - dodaje Małgorzata Karolczuk, bratowa Pawła Klima.*

* skrót materiału

Reporter: Artur Borzęcki

aborzecki@polsat.com.pl