„To oszustwo, naciąganie ludzi”. Kontrowersyjne wezwania do zapłaty

Uważaj, komu przelewasz pieniądze. Pan Marcin tuż po założeniu działalności gospodarczej otrzymał dwa - przypominające urzędowe - pisma o zapłatę 200 i 280 zł za wpisanie do rejestru Centralnej Ewidencji Działalności Gospodarczych. To prywatna firma, która nazywa się bardzo podobnie do państwowej Centralnej Ewidencji i Informacji o Działalności Gospodarczej. Wpis do tej drugiej jest obowiązkowy i bezpłatny.

Pan Marcin jest kucharzem, w lutym tego roku założył jednoosobową firmę. Ponieważ pracuje z dala od domu, gdzie jest zameldowany, w jej rejestracji pomagała mu jego matka - pani Ewa.

- Sama nie mogłam sobie poradzić z tą rejestracją przez internet, więc pojechałam do gminy. Tam pani pomogła wypełnić mi ten wniosek. Od razu mi powiedziała, że rejestracja jest bezpłatna – opowiada pani Ewa, matka pana Marcina.

- Długo nie trwało, po kilku dniach przyszło pierwsze pismo, że należy uiścić opłaty za to, że założyło się firmę. Te firmy podobnie się nazywają: Centralna Ewidencja Działalności Gospodarczych, a druga Centrala Ewidencja o Działalności Gospodarczej – mówi pan Marcin.

- Pierwszy przekaz przyszedł na 280 zł, a po kilku dniach drugi na 200 zł. Ta pani mnie uprzedziła, że nie powinnam płacić, więc zignorowałam to – mówi pani Ewa.

Centralna Ewidencja i Informacja o Działalności Gospodarczej działa przy Ministerstwie Rozwoju. Wpisanie do tej bazy jest bezpłatne.

- Centralna Ewidencja i Informacja o Działalności Gospodarczej jest rejestrem , poprzez który osoby fizyczne, chcące rozpocząć działalność gospodarczą, nabywają status przedsiębiorcy. Jest on zupełnie nieodpłatny – wyjasnia Mariusz Haładyj  z Ministerstwa Rozwoju.

- Te pisma wyglądają jak urzędowe. Mają pieczątki, znaki, czerwone, okrągłe pieczątki, przekaz, numer kont – mówi pani Ewa.

Adres bazy, w której zostanie umieszony przedsiębiorca, można przeczytać w jednym z pism… małym drukiem. Jak się okazuje, jest to strona komercyjna, ale regulaminu żadnego nie ma.

- To oszustwo, naciąganie ludzi. Gdybym nie była uprzedzona, że to jest darmowe, to bym zapłaciła. Spojrzałabym, że to jest centralna ewidencja, czerwone pieczątki, paragrafów dużo – mówi pani Ewa.

Postanowiliśmy pojechać pod adresy obu firm. Siedziby i pracowników poszukiwaliśmy pod warszawskimi adresami wskazanymi w pismach.

- Byli, ale od miesiąca ich nie ma, mieli tu wirtualne biuro – usłyszeliśmy pod jednym ze wskazanych adresów.  Pod drugim było podobnie:

- Nie ma takiej firmy, oni tu mieli wirtualne biuro. A co, przyszło coś do pani, że ma pani zapłacić? Pani to wyrzuci i nie płaci – usłyszeliśmy pod drugim adresem. W trzecim miejscu było podobnie.

- Zależy mi, żeby przestrzec inne osoby, żeby nie płaciły, nie bały się tych pism i zwracały uwagę, za co płacą. Bardzo łatwo w dzisiejszych czasach dać się oszukać – podsumował pan Marcin.*

* skrót materiału

Reporter: Aneta Krajewska

akrajewska@polsat.com.pl