Szczury, robactwo i pożar. Radny zbiera śmieci
Józef B. zamienił swoje cztery działki na terenie gdyńskich ogródków działkowych w śmietniki. Mężczyzna od ponad 30 lat znosi na nie rzeczy porzucone przez innych. Okoliczni mieszkańcy są przerażeni. Widują szczury i robactwo, a ostatnio wybuchł pożar. Pikanterii sprawie dodaje fakt, że Józef B. jest gdyńskim radnym.
- Próbował nieudolnie ugasić sam to jakąś miseczką, czy konewką i groził ludziom, że się będzie na nich mścił, jak wezwą straż pożarną – opowiada Honorata Zwara, mieszkanka ogródków działkowych
Pożar, który wybuchł 2 tygodnie temu, przelał czarę goryczy u mieszkańców ogródków działkowych niedaleko centrum Gdyni. Właścicielem terenu jest miasto. Mieszka tu ponad 160 osób. Mają tu stałe zameldowania, które uzyskali lata temu. Przez jednego z mieszkańców wszyscy obawiają się o swoje bezpieczeństwo.
- Ja mieszkam tutaj od urodzenia, 27 lat. Od kiedy pamiętam zawsze był ten śmietnik. Ma dwa domy na tych czterech działkach i w jednym z nich pomieszkuje czasem – mówi Honorata Zwara, mieszkanka ogródków działkowych.
- Dopóki była ta jego żona tutaj, dzieci, to wszystko było dobrze. To była normalna, porządna rodzina. On nic nie zbierał, dopiero później się zaczęło – dodaję inni mieszkańcy ogródków.
Okazuje się, że pan Józef jest radnym dzielnicy, na której mieszczą się ogródki. Mieszkańcy są rozgoryczeni, że ktoś kto powinien być wizytówką tego miejsca, przysparza tylko samych problemów.
- On powinien dawać innym ludziom przykład, pomagać, a nie zaglądać komuś za płot i zabierać rzeczy – mówi mieszkająca na terenie ogródków Honorata Zwara.
Reporter: Ktoś na pana głosował, żeby pan pomagał tej dzielnicy, bo jest pan radnym.
Pan Józef: Ja tej dzielnicy pomogłem tyle, że innym nie wystarczy życia. Działałem i działam.
Reporter: Ale ta działalność to chyba teraz taka trochę inna. Innej się od radnego spodziewają.
Pan Józef: Chce pani mieć temat? Mam 440 zł i niech pani mi załatwi jakieś pieniądze do normalnego życia.
Reporter: Rozumiem, że to nie jest w celach zarobkowych, co pan tu zbiera?
Pan Józef: Drzwi przykładowo z pawilonu, czy muszla, która jest do zamontowania, oczywiście, że na Allegro je wystawie i nie ma problemu. Nawet to, kurczę, jutro albo pojutrze zrobię.
- Tutaj biegają szczury, karaluchy, różne robactwo. Nie wiadomo, co jeszcze się rozwinie – komentuje Honorata Zwara.
Największy jednak żal mieszkańcy działek mają do władz miasta i straży miejskiej. Według nich przez ponad 30 lat nikt nie był w stanie załatwić tego problemu.
- To jest centrum miasta i to nie jest jego działka, tylko działka urzędu miasta. Jak coś takiego może być w centrum miasta? – dziwi się Honorata Zwara.
- Urząd miasta powinien to załatwić, bo co my możemy? Wczoraj mówił, że on wywozi, a wwoził do środka. Tu straż miejska przyjeżdża, każdy rozkłada ręce, bo jest bezsilny – mówią inni mieszkańcy.
- Pan B. twierdzi, że to są rzeczy wartościowe, jego majątek. Absolutnie nie przyjmuje do wiadomości, że to są śmieci. Wejście siłowe i zabranie tego może się spotkać z tym, że postawione zostaną nam zarzuty, że okradliśmy pana B. – tłumaczy Sebastian Drausal, rzecznik Urzędu Miasta w Gdyni
- My tę sprawę znamy od kilku lat. Były pouczenia, mandaty, potem urzędowe wezwania do posprzątania. Wszystko to, co na podstawie obowiązującego prawa może robić straż miejska, zostało zrobione – twierdzi Danuta Wołk-Karczewska, rzeczniczka Straży Miejskiej w Gdyni.
Dalszy fragment rozmowy z Sebastianem Drausale, rzecznikiem Urzędu Miasta w Gdyni:
Rzecznik: My wielokrotnie wysyłaliśmy pisma. Pan B. dostał teraz ostatnią szansę. Termin uporządkowania terenu minął wczoraj i jeżeli tego nie zrobił…
Reporter: Zwiózł wręcz nowe rzeczy, bo ja to wczoraj widziałam.
Rzecznik: No właśnie. Więc występujemy do sądu o decyzję, która nam umożliwi działania.
Reporter: Z tego co wiem, to sprawa pana B. już była w sądzie.
Rzecznik: Tak i pan B. się odwołał. Takie przysługuje mu prawo.*
* skrót materiału
Reporter: Małgorzata Frydrych
mfrydrych@polsat.com.pl