Mąż zmarł, nieślubny syn upomniał się o spadek
Ewa Gałązka z Torunia musi spłacić nieznanego jej, nieślubnego syna swojego nieżyjącego męża. Sąd przyznał 24-latkowi 20 tys. zł za mieszkanie, którego dorobiło się małżeństwo. Pani Ewa była ofiarą przemocy domowej. Z tego powodu cierpi na padaczkę skroniową. Kobieta utrzymuje się z 640 zł miesięcznie.
Pani Ewa ma 58 lat. Od kilku lat zmaga się z utratami przytomności na skutek padaczki skroniowej. To pamiątka po życiu z mężem, byłym policjantem. Mężem-katem.
- To było z niczego: „daj na flaszkę” i już był powód. I było bicie, kopanie. Byłam kilka razy, dwa albo trzy w ciąży, ale jak mnie skopał, to za każdym razem poroniłam. A jedno nawet urodziłam martwe, bo już byłam prawie w 6 miesiącu ciąży – opowiada pani Ewa.
- Okropnie bała się męża. Uciekała do mnie. Jak przyszedł jej szukać, to schowała się do drugiego pokoju, za szafę weszła – wspomina pani Barbara, znajoma pani Ewy.
Historia małżeństwa pani Ewy zaczyna się jak tysiące innych historii. Po ślubie w 1982 roku zamieszkali kątem u rodziców pani Ewy. Kiedy pojawiła się możliwość zamieszkania w policyjnym bloku w Toruniu byli przeszczęśliwi.
- Ale tam był warunek, że musi wkład z książeczki mieszkaniowej. Na szczęście córka miała przez nas założoną, Adam nie miał nic – opowiada Henryk Modrak, ojciec pani Ewy.
W zamian za środki z książeczki pani Ewy, małżeństwo otrzymało spółdzielcze prawo do lokalu. Dramat pojawił się, kiedy pan Adam został wyrzucony dyscyplinarnie z policji za alkohol.
- Mąż na odwyku wytrzymał tydzień, dwa, trzy i pił od nowa – mówi pani Ewa.
Czara goryczy się w końcu przelała. Pani Ewa złożyła papiery o separację, a następnie o rozwód. To nie spodobało się panu Adamowi.
- Powiedział, że on mi rozwodu nie da, on mnie kocha i życia beze mnie sobie mnie nie wyobraża. Dzień przed sprawą rozwodową zabrało go pogotowiem bo padł na ulicy. Był cukrzykiem, wstrzyknął sobie całą insulinę, jaką miał. Po prostu zasnął – opowiada Ewa Gałązka.
Kobieta myślała, że to koniec horroru. Pomyliła się, najgorsze miało nadejść. Okazało się że mąż miał nieślubnego syna w trakcie trwania ich małżeństwa.
- Nic nie wiedziałam o istnieniu dziecka. Przecież, czy alimenty by płacił, czy coś. Cokolwiek by przychodziło do domu, to bym znalazła. Nic, kompletnie – mówi pani Ewa.
Matka nieślubnego syna pana Adama zaprzecza. – Oczywiście, że wiedziała (o dziecku),
od początku. Adam próbował utrzymywać z nim kontakt, jak był dzieckiem. Potem chciał odnowić kontakt, jak Mateusz miał 16-17 lat, ale moje dziecko nie chciało – twierdzi kobieta.
- Nawet na pogrzebie ojca nie był, jak ojciec w szpitalu leżał. Nie interesował się niczym. I teraz mu się przypomniało, że miał ojca i mu się coś należy? – dziwi się Henryk Modrak, ojciec pani Ewy.
Ku zdumieniu pani Ewy, która nigdy mamą nie została, okazało się że jedynym spadkobiercą pana Adama jest nieślubny syn. Bo jej z racji separacji nie należy się nic.
- Niestety odgrywały tutaj rolę brzemienne skutki i konsekwencje separacji. Z racji przepisów, sąd nie miał możliwości jakiegokolwiek uznania – informuje Jolanta Sikorska z Sądu Rejonowego w Toruniu.
- Dobrze, ja bym się ze wszystkim zgodziła, gdyby ten mąż coś wniósł, ale on nie dał na to mieszkanie złotówki – mówi pani Ewa.
- Po 3 czy 4 latach dostałam pismo z urzędu skarbowego, że moje dziecko ma płacić jakiś podatek od spadku. I to pani z urzędu mnie w zasadzie namówiła, że jakieś pieniądze po ojcu mu się należą. Wystąpiłam do sądu – mówi matka nieślubnego syna pana Adama.
Reporter: Państwo wystąpiliście o 70 000 zł?
Matka: O połowę wartości mieszkania. I tak jego wycena jest zaniżona.
Reporter: A to prawda, że Mateusz jest w zakładzie karnym?
Matka: Tak, z powodu narkotyków. Ale to jest dobre dziecko. Raz przeskrobał, dostał karę i to jest moja osobista tragedia.
- Ja tego nie rozumiem. Córka nie ma własnego mieszkania, jest spółdzielcze, a on się domaga jakiegoś spadku. A jaki spadek córka dostała? Spółdzielcze mieszkanie, w które włożyła pieniądze i które spłaca cały czas? - pyta Henryk Modrak, ojciec pani Ewy.
Sąd uznał, że synowi należy się spłata – 20 000 zł, bo mimo iż mieszkania nigdy nie wykupiono, rozliczeniu podlega wkład. A ten, zdaniem sądu, to zasługa nie tylko pani Ewy.
- Na ten wkład mieszkaniowy, poza pieniędzmi z książeczki mieszkaniowej pani Ewy, złożyła się także dotacja od pracodawcy nieżyjącego spadkodawcy – tłumaczy Jolanta Sikorska z Sądu Rejonowego w Toruniu.
- To, co policja niby dała, to ja spłacam i przez 40 lat będę spłacać. Nawet tego nie przeżyję - mówi pani Ewa.
Kobieta jest zrozpaczona. Z racji choroby nie może podjąć pracy. Żyje z pomocy rodziny i 640 zł zasiłku chorobowego. Jeśli będzie odkładać miesięcznie 350 zł, tak by uskładać co roku 4000 zł (tyle rocznie ma otrzymywać syn pana Adama – red.), na życie i rachunki zostanie jej 290 zł.*
* skrót materiału
Reporter: Irmina Brachacz-Przesmycka
ibrachacz@polsat.com.pl