Zamiast alimentów - 5 tys. zł do zapłaty

Pani Nina z Ryk koło Lublina wystąpiła o zaległe alimenty na dzieci. Komornik zajął dwa samochody i maszyny rolnicze, które stały na posesji, gdzie jej były mąż był zameldowany. Problem w tym, że maszyny należały do rodziny mężczyzny. Sąd nakazał zwolnić zajęte mienie, a dzieci pani Niny obciążył kosztami rozprawy. Małoletni mają 5 tys. zł długu.

Pani Nina dwa lata temu rozwiodła się z mężem, z którym ma dwoje dzieci. Dziś razem z narzeczonym wychowuje 12-letniego Alana i 10-letnią Wiktorię, chorą na mukowiscydozę.

- Mąż nigdy nie interesował się stanem zdrowia dziecka, od samego początku nie wspierał mnie. Jak dowiedział się, że Wiktoria jest chora, uciekł od problemu – opowiada pani Nina, mama Alana i Wiktorii.

- Ona nie ma żadnego wsparcia z zewnątrz, wszystkie pieniądze wydaje na lekarstwa dla Wiktorii na rehabilitację – mówi Monika Pikuła, siostra pani Niny.

Koszty leczenia Wiktorii są bardzo wysokie, dlatego sąd zasądził od ojca dzieci alimenty - 1800 złotych. Jak twierdzi pani Nina, tylko przez parę miesięcy były mąż stosował się do wyroku. Dziś kobieta pobiera pieniądze z funduszu alimentacyjnego w wysokości 1000 złotych, a to nie wystarcza na utrzymanie dzieci i leczenie Wiktorii. Pani Nina poszła po pomoc do komornika.

- Tata już do nas w ogóle nie przyjeżdża. Nie był na żadnej komunii, on już się nami w ogóle nie interesuje. Ja bym chciał, bo to w końcu mój tata – mówią dzieci pani Niny.

- Komornik sądowy zajął ruchomości w postaci samochodów osobowych i maszyn rolniczych. Zajęcia dokonano na poczet zadłużenia alimentacyjnego. Dług w tej sprawie wynosi 25 tysięcy zł – informuje Tomasz Fornalski, rzecznik Izby Komorniczej w Lublinie.

Komornik przyszedł na posesję, gdzie ojciec dzieci był zameldowany.  Ojciec i bracia byłego męża pani Niny uważali, że komornik bezprawnie zajął ruchomości należące do nich. Wnieśli sprawę do sądu. Pani Nina twierdzi, że o sprawie sądowej nic nie wiedziała i otrzymała jedynie wyrok. Kiedy go przeczytała, była w szoku.

- Czynności były wykonane w miejscu zamieszkania dłużnika, więc z tego można było wnioskować, że te rzeczy nalezą do dłużnika – mówi Tomasz Fornalski, rzecznik Izby Komorniczej w Lublinie.

- Syn tutaj nie mieszka i ona (pani Nina – red.) dokładnie o tym wiedziała. Pismo miała wysłane, żeby się tego zajęcia zrzekła – mówią były teść i szwagierka pani Niny.
Reporter: Ona mówi, że o sprawie dowiedziała się, jak dostała wyrok.
- Nie, zwrotka była odebrana, sąd odczytywał i było, że dostarczono prawidłowo.

- Pozew został doręczony pozwanej jako reprezentantce małoletnich dzieci. Niestety, nie zareagowała na ten pozew, więc sąd wydał wyrok zaoczny. Koszty sądowe w tej sprawie wyniosły ponad 4600 zł i strona przegrana ponosi te koszty – tłumaczy Dariusz Abramowicz, rzecznik Sądu Okręgowego w Lublinie.

- Dzień przed Dniem Dziecka dzieci dostały prezent od dziadków. Przyszło pismo procesowe, iż zostaje oddalony wniosek o zajęciu mienia i dodatkowo dzieci zostają obarczone kosztami procesu sądowego na rzecz dziadka i dwóch wujków, w tym jeden jest chrzestnym Alana – opowiada pani Nina.

Alan i Wiktoria nie mają 5 tys. zł. Takiej kwoty nie ma też pani Nina. Kobieta poprosiła sąd o uzasadnienie wyroku. Nie potrafi zrozumieć, dlaczego najbliższa rodzina jej byłego męża, żąda pieniędzy od niej i dzieci.*

* skrót materiału

Reporter: Angelika Trela

atrela@polsat.com.pl