Zabił kierując pod wpływem narkotyków. Teraz się ukrywa

Wsiadł do samochodu będąc pod wpływem amfetaminy i marihuany, zabił młode małżeństwo spodziewające się dziecka. Bliscy Doroty i Sławomira Wąchałów do dziś nie potrafią otrząsnąć się po tej tragedii. Zwłaszcza, że sąd pozwolił, by sprawca wypadku wyszedł z aresztu po trzech miesiącach. I mimo że został skazany na 12 lat więzienia, do dziś cieszy się wolnością.

W październiku 2014 r. 28-letnia Dorota i 32-letni Sławomir Wąchała pojechali z grupą znajomych na Rajd Dolnośląski. To miał być ich ostatni urlop przed narodzinami i pierwszego dziecka.

- Siostra była na początku czwartego miesiąca ciąży, tydzień przed wypadkiem była u lekarza, pierwszy raz słyszała serduszko dzidziusia, była zadowolona, wszystko rozwijało się prawidłowo – opowiada Anna Gajderowicz, siostra Doroty Wąchały.

W niedzielę obserwowali z bezpiecznej odległości przejazdy samochodów rajdowych. Nagrywali filmy, robili zdjęcia. Po zakończeniu imprezy ruszyli w kierunku miejsca swojego noclegu. Szli prawidłowo – poboczem, gęsiego.

- Do miejsca noclegu nie doszli, zabrakło im 200 m. On ich nie potrącił, on ich zmiótł. Wyglądali jak kawałki szmat porozrzucane na tej skarpie, nie było już w nich w ogóle życia – mówi Anna Gajderowicz.

- Umysł nie jest w  stanie przetworzyć takiej informacji, jeśli ginie brat, syn – dodaje Adam Wąchała, brat zmarłego Sławomira.

Sprawcą wypadku okazał się 21-letni Adam Bałek, który pracował przy zabezpieczaniu rajdu. Po wypadku trafił do aresztu. Prokuratura postawiła mu zarzut spowodowania wypadku ze skutkiem śmiertelenym. Śledczy oczekiwali na wyniki badań dotyczące obecności narkotyków we krwi kierowcy, dlatego wnioskowali o przedłużenie tymczasowego aresztu.

- Sąd uznał, że większość materiału dowodowego została już zgromadzona i nie ma potrzeby dalszego tymczasowego arestzowania – informuje Ewa Ścierzyńska, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Swidnicy.

Argumentacja, że źle znosi izolacje od rodziny bardzo nas zabolała, bo my z naszymi bliskimi nie zobaczymy się już nigdy – mówi Anna Gajderowicz, siostra Doroty.

Po wypuszczeniu Adama Bałka na wolność, przyszła ekspertyza biegłych, z której jednoznacznie wynikało, że mężczyzna jechał ze zbyt dużą prędkością, w dodatku niesprawnym samochodem. Poza tym w chwili wypadku był pod wpływem narkotyków.

- Ja układałem sobie w głowie taki scenariusz, że każdemu może się to zdarzyć, ale z chwilą, kiedy dowiedziałem się, że brał amfetaminę i marihuanę, moja złość była przeogromna – wspomina Adam Wąchała, brat Sławomira.

- To stężenie substancji niedozwolonych, jakie miał we krwi, można porównać ze stężeniem alkoholu od 0,8 do 1,2 promila – tłumaczy Ewa Ścierzyńska, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Świdnicy.

- Sprawca tłumaczył, że nigdy nie brał narkotyków, natomiast po wypadku był w szoku i ktoś podał mu butelkę wody, w której były narkotyki – opowiada Anna Gajderowicz, siostra Doroty.

Ale nawet to, że Adam Bałek w chwili wypadku był pod wpływem narkotyków i grozi mu 12 lat więzienia, nie spowodowało zmiany decyzji sądu. Mężczyzna odpowiadał z wolnej stopy. W marcu zapadł wyrok w tej bulwersującej sprawie. Kierowca został skazany na 12 lat więzienia, sąd wydał mu dożywotni zakazał prowadzenia pojazdów.

Kiedy po wyroku sąd w końcu uznał, że Adam Bałek powinien trafić do więzienia okazało się, że mężczyzna zniknął. Ostatni raz był widziany w dniu wyroku. Obecnie jest poszukiwany listem gończym.

- Jeśli jego obrońca w sądzie mówi, że on żałuje, że przyznał się do winy, przepraszał nas wielokrotnie i chce odbyć karę, to nasuwa się pytanie: gdzie on teraz jest – mówi Adam Wąchała, brat zmarłego Sławomira.

Jednocześnie Adam Bałek złożył apelację. Uważa, że wyrok za śmierć Doroty i Sławomira jest zbyt wysoki. Sprawa będzie rozpatrywana, mimo że mężczyzna się ukrywa. Rodziny zmarłych mają żal do wymiaru sprawiedliwości o to, że pozwolił sprawcy wypadku uciec.

- Ponoć czas leczy rany, ale w tym momencie na pewno nie zaleczył – podumowuje Adam Wąchała, brat Sławomira.*

* skrót materiału

Reporter: Paulina Bąk

pbak@polsat.com.pl