Niepełnosprawni bez pracy i pensji
Dramat pracowników zakładu pracy chronionej w Przasnyszu. Od wiele miesięcy nie otrzymywali pensji, ale prawdziwa tragedia miała miejsce 1 kwietnia. Wtedy stawiając się w zakładzie, zastali zamknięte bramy. Do tej pory nikt ich nie zwolnił, nie wydał świadectw pracy, przez co nie mogą podjąć nowej. Przeprowadzone kontrole wykazały liczne nieprawidłowości w działalności spółki.
Ogromne emocje towarzyszą pracownikom zakładu pracy chronionej Jategra w Przasnyszu. Podczas nagrania w siedzibie spółki niepełnosprawna pani Ewa dostała ataku epilepsji i została odwieziona do szpitala. Zakład pracy chronionej Jategra działał w Przasnyszu od dwudziestu lat. 1 kwietnia pracownicy przyszli do szwalni i dowiedzieli się, że pracować nie będą.
- Przyszliśmy na godzinę szóstą rano i zastaliśmy puste skrzynki. Nic nie było do szycia. Wszystkie nici były zabrane, nie mieliśmy co robić. Pani Teresa B. poszła na urlop wypoczynkowy, a prezes został ubezwłasnowolniony częściowo - mówi Marta Królikowska, która pracowała w zakładzie pracy chronionej.
Wśród poszkodowanych pracowników jest 38- letnia Dorota Stryjewska. W ostatnich miesiącach była zatrudniona w Jategrze jako księgowa. Pani Dorota jest osobą niesłyszącą. Od kilku miesięcy jest na utrzymaniu swoich rodziców.
- Są mi winni 11 tysięcy złotych brutto. Na początku pytałam się, a potem przestałam pytać, bo i tak nie było sensu. Nie mam możliwości, żeby podjąć pracę, bo nie mam wypowiedzenia, nie mam świadectwa pracy. Moje oszczędności się już skończyły, a leki muszę dalej wykupywać – mówi Dorota Stryjewska, która pracowała w zakładzie pracy chronionej.
Jak twierdzą pracownicy, problemy w firmie zaczęły się w 2012 roku wraz z chorobą prezesa i współwłaściciela spółki. Wtedy firmą zaczęła kierować wiceprezes Teresa B. Wypłaty dla pracowników zaczęły przychodzić z opóźnieniem.
- Ona sobie wpłacała na konto moje, ile chciała, kartę miała moją, a mnie dawała do ręki 1300 złotych - mówi Ewa Sojak, która pracowała w zakładzie pracy chronionej.
Pomiędzy chorym prezesem Janem Czyżewskim a panią wiceprezes dochodziło do licznych konfliktów. Ich finałem była decyzja rodziny Czyżewskich, by ubezwłasnowolnić ojca.
- Dawała mu do podpisywania, bał się i podpisywał. Wielokrotnie płakał w domu, że on musi podpisywać, musi jechać do pracy, czyste kartki podpisywał. I postanowiliśmy tatę ubezwłasnowolnić, żeby mieć kontrolę nad tym, co on robi - mówi Wojciech Czyżewski, syn ubezwłasnowolnionego prezesa spółki.
To nie koniec problemów Jategry. Kontrola PFRON-u za lata 2012- 2015 wykazała liczne nadużycia ze strony zarządu spółki. W efekcie Jategra ma zwrócić do PFRON-u ponad 1 milion złotych. Zastrzeżenia co do firmy ma również Państwowa Inspekcja Pracy i prokurator.
- To postępowanie jest prowadzone w sprawie fikcyjnego zatrudniania osób niepełnosprawnych, a w związku z tym pobierania niesłusznie z PFRON-u kwot pieniędzy związanych z zatrudnianiem tych pracowników – mówi Artur Folga z Prokuratury Rejonowej w Przasnyszu.
- Inspektor podczas kontroli określił, że są łamane prawa pracowników, nie jest wypłacane wynagrodzenie, często jest wypłacane nie na czas, zaległości są kilkumiesięczne, czas pracy jest również nieprawidłowo prowadzony – mówi Maria Kacprzak-Rawa z Okręgowego Inspektoratu Pracy w Warszawie.
Kilkakrotnie próbowaliśmy skontaktować się z wiceprezes Teresą B. Siostrzeniec, który z nią mieszka, zapewnił, że przekaże jej naszą prośbę o kontakt. Sytuacja pracowników jest dramatyczna. Ludzie denerwują się, że nie dostali zaległych pensji i wypowiedzeń. Nie wiedzą, kiedy skończą się ich problemy z Jategrą.
- Niech odda mi pieniądze, które mi ukradła. Chorymi rękami zarobione. Wszystko mi zabrała, co tylko możliwe i się śmieje – mówi Ewa Węsek, która pracowała w zakładzie pracy chronionej. *
*skrót materiału
Reporterka: Milena Sławińska
mslawinska@polsat.pl