Żyją bez wody od pół roku
Rodzina Orłowskich z Krakowa od kilku lat walczy z deweloperem o godne życie. Deweloper odkupił działki dookoła posesji Orłowskich, a także udziały w ich działce. Przez lata nie mieli prądu, dzisiaj żyją bez wody.
Prądnik Czerwony to dzielnica Krakowa oddalona zaledwie pięć kilometrów od Rynku Głównego. To tu między blokami w niewielkim domu mieszka 70-letnia pani Władysława wraz z dwójką dorosłych, niepełnosprawnych dzieci i schorowanym byłym mężem. Od pół roku żyją bez wody.
- Deweloper miał takie marzenia, żeby wybudować dom na całej parceli. Kupował nieruchomości po kawałku. My mu przeszkadzaliśmy w środku działki, a że nie chcieliśmy sprzedać, to próbował, żebyśmy zrezygnowali z tego mieszkania – mówi Jacek Orłowski, syn pani Władysławy.
Ich problemy zaczęły się w 2007 roku. Deweloper kupił od rodziny pani Władysławy parcelę ze starym budynkiem. Nieruchomość ta sąsiaduje z domem 70-latki. Nabył też od brata kobiety 25 procent udziału w jej działce. Oficjalnie deweloper stał się więc współudziałowcem domu staruszki. Dom Orłowskich został otoczony z dwóch stron przez nieruchomości dewelopera. Ten zdecydował na zburzenie starego budynku, który stał na kupionej przez niego działce. Odciął tym samym prąd w domu pani Władysławy. Sprawa trafiła do sądu.
- Kobiety ciągnęły prąd z domu, który stał przy drodze na działce, którą kupił deweloper. Wysłał pismo, że likwiduje przyłącze i że mogą wystąpić do zakładu energetycznego. Problem w tym, że był już właścicielem działki z domem, przez którą przebiegało przyłącze i nie wyraził na to zgody – mówi Piotr Rąpalski z Gazety Krakowskiej.
- Żyło nam się bardzo ciężko bez prądu. Godzina z agregatu kosztuje 6 złotych, a my nie mamy żadnych dochodów. Musieliśmy sobie wielu rzeczy odmawiać. Ja mam rentę, siostra ma też rentę, a matka jest na emeryturze - mówi pan Jacek.
Jakby problemów było mało, deweloper kupując od rodziny pani Władysławy parcelę sąsiadująca z jej domem, nabył także studnię z której dotąd korzystała staruszka i jej bliscy. W 2013 roku zakazał im z niej korzystać i oddał sprawę do sądu. Ten pół roku temu przyznał mu rację.
- Deweloper występuje do sądu, aby stwierdził, że ta konkretna osoba nie może korzystać ze studni, która znajduje się na jego działce. Sąd decyduje, że należy zakazać stronie pozwanej korzystania z tej studni. I czerpania wody z niej. Prawo własności jest prawem absolutnym – mówi Beata Górszczyk z Sądu Okręgowego w Krakowie.
Deweloper zasugerował Orłowskim, aby podłączyli się do wodociągu. Wyraził nawet pisemnie na to zgodę jako współwłaściciel jej domu, ale nie zezwolił na poprowadzenie przyłącza przez jego działkę.
- Działka dewelopera jest pusta, można pod nią wodociąg przepuścić, sąsiednie działki są zabudowane – mówi Piotr Rąpalski z Gazety Krakowskiej.
Od pół roku rodzina żyje w spartańskich warunkach. Po wodę Orłowscy jeżdżą wózkiem z baniakami przez pól dzielnicy do źródła oligoceńskiego.
- Tutaj na osiedlu jest studnia głębinowa i jeździmy wózkiem i 5-litrowe pojemniki napełniamy – mówi Justyna Orłowska, córka pani Władysławy.
Zatelefonowaliśmy do prezesa firmy deweloperskiej. Chcieliśmy poznać jego stanowisko w tej sprawie. Ten nie chciał jednak z nami rozmawiać.
- On z nas kpi. Na początku za dom proponował 50 tysięcy złotych, potem 60 tysięcy, potem już 200 tysięcy złotych. Za te pieniądze nie można nic kupić– mówi pani Władysława Orłowska. *
*skrót materiału
Reporter: Artur Borzęcki
aborzecki@polsat.com.pl