Chcą wiedzieć, jak zginął ich syn

Roman Fiedoruk zginął w biały dzień wracając ze sklepu do domu. Jego ciało znaleziono w krzakach przy drodze dopiero dwa dni po zaginięciu. Wszystko wskazuje na to, że został potrącony przez samochód ciężarowy lub traktor. Sprawca ukrył ciało pana Romana i jego rower. Do dziś pozostaje bezkarny. Za pomoc w jego ujęciu rodzina zmarłego wyznaczyła nagrodę.

Roman Fiedoruk mieszkał ze swoimi schorowanymi rodzicami w miejscowości Soce na Podlasiu. 9 czerwca 51-latek wyszedł z domu. Zabrał ze sobą rower. Miał udać się do sklepu w sąsiedniej miejscowości.

- Jak nie przyszedł na noc, to trochę martwiłam się, ale pomyślałam, że może u kogoś zanocował i przyjdzie rano. Sklepowa mówiła, że był w sklepie, rozwiązywał krzyżówki, bo bardzo to lubił. Mówiła, że po południu odjechał – opowiada Olga Fiedoruk, matka pana Romana.

Następnego dnia po zaginięciu rodzina zgłosiła sprawę na policję. Wraz z sąsiadami i strażakami ochotnikami rozpoczęła poszukiwania przy drodze między sklepem, gdzie był widziany ostatni raz a domem.

Dwa dni po zaginięciu Romana Fiedoruka sąsiedzi dokonali makarbrycznego odkrycia. Ciało mężczyzny leżało w rowie kilka metrów od drogi, którą prawdopodobnie wracał do domu.

- Oko było na wierzchu, krew leciała, był jak flak człowieka – wspomina Tamara Leszczyńska, która brała udział w poszukiwaniach.

- Wstępna ocena lekarza wskazuje, że były to bardzo ciężkie, wewnętrzne obrażenia, mówiące o tym, że mógł być to skutek wypadku drogowego – informuje Kamil Sorko z Komendy Wojewódzkiej Policji w Białymstoku.

- Wydaje mi się, że gdyby to był zwykły wypadek, potrącenie, to wiaodmo, że taka osoba automatycznie traci buty, a szwagier miał jednego buta, drugiego znaleźli po tygodniu. Nie było też śladów hamowania na drodze. Wiemy, że ciało było ciągnięte, bo w miejscu gdzie palą się znicze leżał mózg – mówi Marta Voka, szwagierka Romana Fiedoruka.

Rower zmarłego mężczyzny został odnaleziony dopiero tydzień później – w krzakach po drugiej stronie drogi. Sprawcy nie odnaleziono do dzisiaj. Od śmierci Romana Fieduruka minęły już trzy tygodnie.

- Uważam, że należałoby wykluczyć samochód osobowy, bo stan ciała nie wskazuje na to. To mogło być coś cięższego: samochód ciężarowy, traktor – twierdzi Marta Voka, szwagierka Romana Fiedoruka.

- Zdarzenie miało miejsce w biały dzień, przy dobrej widoczności. Jak można nie zauważyć na drodze rowerzysty, mi to się nie mieści w głowie. To jest też droga, gdzie ciężko rozwinąć jakąś prędkość, żwirowa, tu raczej nikt szybko nie jeździ – dodaje Janusz Fiedoruk, brat pana Romana.

Starsi, schorowani rodzice zmarłego mężczyzny zostali sami. Pan Roman opiekował sie nimi całe życie.

- Widzimy, że rodzice przeżywają to, nie robią nawet codziennych czynności, obowiązków, które wcześniej robili, jak gotowanie. Głownie leżą – opowiada Marta Voka, szwagierka Romana Fiedoruka.

Rodzina zmarłego nie może pogodzić się z tym, że sprawca śmierci Romana Fiedoruka do dziś jest bezkarny. Dlatego bliscy mężczyzny wyznaczyli nagrodę 5 tysięcy złotych za informacje, które pozwolą ustalić, co się wydarzyło na drodze między Trześcianką a Socami.

- Prawdopodobne, kiedy go ciągnąłeś, brat wydawał jeszcze ostatnie tchnienia. Mało tego, zbeszcześciłeś jego zwłoki, bo wlokąc go gubiłeś, jego części ciała. Jeśli mnie słyszysz, to wiedz, że mam nadzieję, że zostaniesz schwytany i sprawiedliwie osądzony. Ja nie wybaczę ci nigdy – powiedział Janusz Fiedoruk, brat pana Romana.*

* skrót materiału

Reporter: Paulina Bąk

pbak@polsat.com.pl