Nagły krwotok, poród i… zgon matki. Co stało się w szpitalu w Opatowie?

Wszystko działo się błyskawicznie. Monika Religa ze wsi Lasocin (świętokrzyskie) dostała w nocy krwotoku. Dwie godziny później przez cesarskie cięcie przyszła na świat Maria. To, co stało się dalej, owiane jest tajemnicą. Po trzech godzinach od porodu do męża pani Moniki podeszli lekarze i oświadczyli, że kobieta zmarła. Mężczyzna jest w szoku. Został sam z trojgiem małych dzieci.

Wojciech i Monika Religowie byli małżeństwem od 2013 roku. Razem wychowywali obecnie 4-letniego Kacpra i 14-miesięczną Zofię. Oczekiwali na narodziny trzeciego dziecka – Marii. Nikt nie spodziewał się nadchodzącej tragedii.

- Dwa tygodnie temu o godzinie 4 rano żona dostała krwotoku. Podniosłem kołdrę, miała całe nogi czerwone do kolan. Zadzwoniłem na pogotowie – opowiada Wojciech Religa.

25-letnia Monika Religa bezskutecznie prosiła o zawiezienie do szpitala w Sandomierzu, gdzie dwukrotnie rodziła. Zawieziono ją karetką do Opatowa, gdzie około godziny 6 rano urodziła trzecie dziecko.

- Prosiłem lekarza, żeby do Sandomierza, bo tam synowa ma lekarza prowadzącego, tam były dwie cesarki robione. Lekarz odpowiedział, że nie mogą pojechać do Sandomierza z tego względu, że jeżeli pojedzie do Sandomierza, to karetka musiałaby zostać w Sandomierzu  - mówi Dariusz Religa, ojciec pana Wojciecha.

- Tyle się teraz słyszy, że jest wybór, do którego szpitala chce jechać pacjent. To dlaczego kierowca i lekarz odmówili jazdy do lekarza do Sandomierza? To jest tyle samo kilometrów, co do Opatowa - pyta Wojciech Religa.

- W szpitalu powiedzieli, że miało miejsce cesarskie cięcie, dziecko już jest w inkubatorze. Mogliśmy wejść na minutę i zobaczyć dzieciątko – dodaje Renata Przepierzyńska, matka pani Moniki.

Trzy godziny po porodzie pani Monika zmarła. Rodzina nie zna dokładnej przyczyny śmierci. Matka kobiety twierdzi, że po cesarskim cięciu pękła macica i spowodowała krwotok. Sprawą zajęła się prokuratura.
 
- Cesarka była zrobiona, lekarz wychodzi i mówi, że wszystko jest w porządku, że już kończą, a za 3 godziny umiera mi dziecko. Dla mnie to jest wina lekarzy – uważa Dariusz Religa, ojciec pana Wojciecha.

„Dyrekcja szpitala ściśle współpracuje z instytucjami powołanymi do wyjaśnienia zaistniałego zdarzenia. Wkrótce spodziewana jest opinia niezależnych ekspertów z dziedziny położnictwa. Pragnąc dochować zasad tajemnicy lekarskiej szpital na obecnym etapie nie będzie udzielał żadnych kolejnych informacji” – oświadczył Witold Jajszczok, rzecznik prasowy spółki Centrum Dializa.

Reporter: Myślał pan wtedy, że zostanie pan sam z trojgiem małych dzieci?
Wojciech Religa: Nie.
- A kiedy to do pana dotarło?
- Jeszcze nie dotarło.

Pan Wojciech musi sam wychować chorego na nerki Kacpra, Zofię oraz dwutygodniową Marię. Mężczyzna musiał zrezygnować z pracy i przeprowadzić się do rodziców. Mimo pomocy rodziny, panu Wojciechowi ciężko będzie utrzymać troje dzieci.

- Nie może mieszkać sam, bo jest człowiek młody. On ma dopiero 25 lat, trójka dzieci, najstarsze 4 lata, jak on sobie da radę? Nie jest w stanie ich wychować. Sam jest chory na epilepsję, nie ma częstych ataków, ale ma. Boimy się, bo zasłabnie w nocy i kto tym dzieciom pomoże? Kto jemu pomoże? Musi być z nami – mówi Dariusz Religa, ojciec pana Wojciecha.

- Na bieżąco uruchamiamy wszystko, co możemy w danym momencie zaoferować tej rodzinie. Mówimy o stronie finansowej przede wszystkim – powiedział Paweł Rędziak, wiceburmistrz Ożarowa.*

* skrót materiału

Reporter: Klaudia Szumielewicz-Szklarska

kszumielewicz@polsat.com.pl