Chce mieć pewność, jak zginął jego syn

Franciszek Tyszkiewicz z Pisza od dwóch lat domaga się przeprowadzenia rzetelnej ekspertyzy wypadku, w którym zginął jego syn Adam. Prowadzona przez 28-latka Skoda zderzyła się czołowo z vanem. Z opinii biegłego wynika, że całą winę za wypadek ponosi Adam Tyszkiewicz. Problem w tym, że w piśmie są kardynalne błędy. Sprawą ponownie zainteresowaliśmy prokuraturę, która nie wyklucza zlecenia kolejnej ekspertyzy.

Tragiczny wypadek wydarzył się w październiku 2013 roku.  28-letni Adam Tyszkiewicz z Pisza zginął na miejscu. Jego Skoda wbiła się czołowo w Volkswagena vana, którym jechał 60-letni Seweryn S. z pasażerem, który też zginął na miejscu.

- Wyjeżdżałem zza zakrętu i zobaczyłem jakiś wypadek.  Już z daleka rozpoznałem, że to nasza skoda. Tragedia, kto by chciał w takim wypadku uczestniczyć, żeby zobaczyć swojego brata za kierownicą – wspomina Jacek Tyszkiewicz, który był pierwszy na miejscu wypadku. Razem z nim podróżowała Monika Orłowska. – Zaczął krzyczeć, skakać, ciągać za drzwi. One były wszystkie zatrzaśnięte, więc zaczęliśmy wybijać szyby. Ognia jeszcze nie było, ale już wydobywał się dym i wiedzieliśmy, że za chwilę się zapali – wspomina kobieta.

Prokurator oraz biegły ruchu drogowego uznali, że winę za wypadek ponosi Adam Tyszkiewicz. Sprawę umorzono. Ojciec kierowcy od dwóch lat domaga się rzetelnej oceny tego wypadku. Nie było naocznych świadków i do końca nie wiadomo, w jakich okolicznościach skoda zjechała na przeciwległy pas ruchu. Policja odmówiła udziału w reportażu.

- Tam powinny zostać zabezpieczone wszystkie ślady, dokonane pomiary śladów hamowania, tego, w którym miejscu znajdują się samochody. Powinno być ustalone, że samochody nie znajdują się w pozycji powypadkowej, tylko zostały przestawione. Działania policji, jej ustalenia na tym pierwszym etapie po wypadku są kluczowe – ocenia Ryszard Ciechański, biegły sadowy, rzeczoznawca techniki samochodowej i ruchu drogowego.

- Zawsze jest tak, że jedna z tych stron się nie zgadza, to jest normalna rzecz. Nie może być tak, że obie strony są zadowolone – mówi z kolei biegły, który sporządził opinię na potrzeby sądu.
Reporter: Hipotetycznie, jeżeli samochody były zakleszczone (Tak wskazują osoby, które pierwsze przybyły na miejsce wypadku)…
Biegły: Hipotetycznie nie rozpatruję kwestii, ja raczej trzymam się akt sprawy. Upływ czasu jest taki, że pewne rzeczy mogę przeinaczyć i później okaże się, że ktoś mi zarzuci, że bzdury opowiadam.

- Kiedy żeśmy dotarli na miejsce zdarzenia, samochody były wbite w siebie. Zaczęłam krzyczeć do niego, że wybuchną dwa samochody. Jakimś cudem za trzecim razem z potężnym piskiem rozciągnął je, odciągnął skodę od busa – opowiada Monika Orłowska, która pomagała gasić samochody po wypadku.

Franciszek Tyszkiewicz wytyka szereg błędów i niespójności w ekspertyzie. - Napisano, że tarcze hamulcowe zostały zdeformowane, a jak widać na zdjęciu są proste – podaje przykład.

-  Teraz, po analizie akt nadzoru, rozważę potrzebę wysłania do Prokuratury Rejonowej w Piszu pisma i próby wyjaśnienia tego, czy rzeczywiście dodatkowa opinia mogłaby być pomocna. Zastanowimy się z obecnym szefem okręgowym, bo rzeczywiście sprawa jest trudna – mówi Zbigniew Czerwiński z Prokuratury Okręgowej w Olsztynie.

* skrót materiału

Reporter: Małgorzata Pietkiewicz

mpietkiewicz@polsat.com.pl