Norwegowie uciekli do Polski. W ich kraju chcą zabrać im dzieci

Norwegowie Natasha i Erik Olsen Myra zabrali bliźniacze córki i uciekli do Polski, bo jak mówią „tu biologiczni rodzice są wartością”. Teraz ukrywają się. Norwescy urzędnicy zabrali im dzieci już cztery godziny po porodzie. Później przez 7 miesięcy mamili wizją oddania dziewczynek. Dlaczego odebrano im córki?

24-letnia Natasha i 21-letni Erik w  2015 roku dowiedzieli się, że zostaną rodzicami bliźniąt. Nie spodziewali się, że ta sytuacja wywoła lawinę kłopotów.

- Mój lekarz na mnie doniósł do Barnevernet (Instytucja zajmująca się opieką nad małoletnimi w Norwegii). Było mi przykro, bo nie mogłam zrozumieć, dlaczego tak zrobił?  Byliśmy tym zaniepokojeni z Erikiem. Następny donos do Barnevernet przyszedł od mojej matki (adopcyjnej). Wszystkich było chyba z osiem. Zabolało mnie, że moja własna matka mi to zrobiła – opowiada Natasha.

W październiku 2015 roku Natasha urodziła dwie córki – Vanessę i Valentinę. Świeżo upieczeni rodzice nie mogli cieszyć się z nowo narodzonych dzieci. Cztery godziny po porodzie urzędnicy Barnevernet przyszli odebrać dziewczynki.

- Mieliśmy je może przez 4 godziny. Tyle trwał najpiękniejszy moment mojego życia. Erik trzymał Valentinę, a ja Vanessę, która leżała na mojej piersi. Obie miały się dobrze i czuły się bezpiecznie – wspomina Natasha.

- Widzieliśmy, jak zabrali dziewczynki na jakiś inny oddział, żeby je nakarmić, a potem zniknęli i już ich nie widzieliśmy – dodaje Erik Olsen Myra.

- Poinformowano nas, że mamy pół godziny, żeby się pożegnać z dziewczynkami. Nigdy do tego nie doszło. Nie miałam nawet okazji powiedzieć: żegnajcie – dodaje Natasha.

Zdaniem psycholog Aleksandry Piotrowskiej odebranie dziecka od matki skutkuje wytrąceniem dziecka z „normalnego rytmu, z normalnego rozwoju”.

- Dziennie zostaje uprowadzonych przez władze norweskie piętnaścioro dzieci. Rozdzielone dzieci, które nie znają swoich biologicznych rodziców, nieświadomie łączą się w pary w późniejszym życiu ze swoim biologicznym rodzeństwem. To szaleństwo – alarmuje Alfred Magne Henriksen, organizator manifestacji przed ambasadą Norwegii w Polsce przeciw odbieraniu dzieci przez norweskie państwo.

Okazało się, że pracownicy Barnevernet zabrali dzieci opierając się nie tylko na donosach. Podstawą decyzji była diagnoza „niedorozwoju umysłowego” Natashy sprzed 12 lat, która została podważona dwoma innymi badaniami psychologicznymi. Mimo to urzędnicy nie zmienili swojej decyzji.

- Po raz pierwszy poznałam diagnozę czytając nakaz w szpitalu po zabraniu dzieci. Nie wiedziałam, co robić i co o tym myśleć. Zrozumiałam, że to był właśnie główny powód odebrania dziewczynek.  Mimo to nie mogłam pojąć, jak moja własna matka mogła zrobić mi coś takiego dla pieniędzy. Zrobiła ze mnie dziecko „specjalne”, bo dostawano dotacje na takie dzieci – twierdzi Natasha.

- Na początku ciężko było zaufać komukolwiek po tym, co się stało, ale później było lepiej. Wydawało się, że urzędnicy chcą nam pomóc, by dzieci mogły do nas wrócić. Po pewnym czasie zrozumieliśmy, że tak naprawdę mają nas gdzieś i dbają o własny interes – mówi Erik.

Pojęli, że zostali oszukani, gdy skontaktował się z nimi kuzyn matki zastępczej. Wyjawił, że matce zastępczej obiecano dziewczynki. - Nie wierzyliśmy własnym uszom – opowiada Natasha

Natasha i Erik przez 7 miesięcy mogli widywać się z córkami. Gdy w czerwcu 2016 roku dowiedzieli się, że nie odzyskają dzieci, zdecydowali się je zabrać. Norwegowie postanowili uciec do Polski. Nie podjęli jeszcze decyzji, czy wystąpią o azyl, czy będą uciekać dalej. Dlaczego wybrali Polskę?

- To było przypadek. Myśleliśmy tylko o miejscu, które będzie bezpieczne. Gdzie biologiczni rodzice są wartością, a w Polsce każdy to rozumie – mówi Natasha.

Rodzinie pomaga pan Kornel. Udostępnił im własną sypialnię, meble, kuchnię, łazienkę. – Zapewniłem dostęp do środków higieny, możliwości zrobienia zakupów, spokój - mówi.

Norweska policja twierdzi, że Natasha i Erik są poszukiwani międzynarodowym listem gończym przez Interpol za porwanie dzieci. Polska policja nie chce sprawy komentować. 8 lipca 2016 roku odbyła się demonstracja przed ambasadą Norwegii w sprawie odbierania dzieci przez Barnevernet.   

- W latach 90. naukowcy dowiedli, że jest duży procent samobójstw wśród dzieci zabranych przez Barnevernet. Aż 70 procent nie daje sobie rady w dorosłym życiu – mówi Alfred Magne Henriksen, organizator manifestacji.

- W Norwegii dzieją się rzeczy oceniane przez obserwatorów z całego świata jako faszystowskie, gestapowskie, nazistowskie. Chodzi o politykę rozdzielania rodzin – dodaje Robert Rewiński, redaktor naczelny portalu patriot24.net.

- Jeśli Barnevernet będzie chciało ponownie zabrać dziewczynki, zrobię wszystko, żeby im to uniemożliwić. Urzędnicy z uśmiechem zabierają dzieci, jakby się nic nie działo. Tym razem do tego nie dopuszczę – zapowiada Eric.*

* skrót materiału

Reporter: Klaudia Szumielewicz-Szklarska

kszumielewicz@polsat.com.pl