W XXI wieku żyją bez wody

W małej wsi Żukówek na Mazowszu mieszka rodzina Mielcarków. Mimo że mamy XXI wiek, oni nadal żyją bez wody. Po wyschnięciu studni, wodę przywożą rowerami z najbliższego ujęcia. Urzędnicy znają problem, ale do tej pory nie znaleźli pieniędzy na wykopanie nowej studni głębinowej.

- Mama z bratem albo ze mną jeździ, bierzemy wodę, wracamy i ta woda na krótko wystarcza -  mówi Julia, 11-letania córka pani Stefanii.


51-letnia Stefania Mielcarek z mężem i czworgiem dzieci mieszka we wsi Żukówek - to zaledwie 70 kilometrów od Warszawy. Jeszcze do niedawna rodzina brała wodę ze studni, ale i to się skończyło.  Od roku rodzina Mielcarków i ich sąsiedzi żyją bez żadnego ujęcia wody: w sumie jedenaście osób, w tym siedmioro dzieci.


- Mieszkamy tutaj 20 lat.  Kiedyś była woda. Mieliśmy tutaj wodę z tego względu, że u nas działała gorzelnia.  Nawet mam u siebie jeszcze stary zlew i taką prowizoryczną łazienkę – mówi  Stefania Mielcarek, która od roku żyje bez wody.  


- Z tego, co ja wiem, to pani Mielcarek w tym roku się nie zwracała o dostarczenie wody.  W zeszłym roku się zwracała. Woda była jej dowożona, więc mamy jakieś sprzeczne informacje – mówi Tomasz Konczewski,  Sekretarz Gminy w Naruszewie.


-  Pani wójt przysłała nam pięć baniek po pięć litrów. 25 litrów na co wystarczy? I to była jedyna pomoc od pani wójt – mówi pani Stefania.
Życie bez dostępu do wody to koszmar. Proste czynności, nad którymi większość ludzi nawet się nie zastanawia, u Mielcarków urastają do rangi poważnych przedsięwzięć. Zwykłe pranie, gotowanie czy umycie się, to cała logistyczna operacja.


 -  Jak mam grubsze ubrania do prania, to wożę do teściowej. Tylko takie cienkie ubrania piorę u siebie w domu, w pralce Frania – mówi pani Stefania.


-  Wielokrotnie widziałem, jak te dzieci z Żukówka woziły wodę  w pięciolitrowych pojemnikach.   Ten problem jest  znany i wszyscy o tym doskonale wiedzą – mówi Jarosław Marciniak,  radny   gminy Naruszewo.


Gminy nie stać na dociągnięcie wodociągu do położonego na uboczu wsi domu Mielcarków. Położenie około kilometra rur jest zbyt dużym kosztem dla małej gminy. Jedynym ratunkiem w tej sytuacji jest wykopanie studni głębinowej. Koszt to 2-3 tysięcy  złotych.


- Pisałam kilkakrotnie podanie, jeździłam osobiście do pani wójt, rozmawiałam z panią wójt i panem sekretarzem na ten temat.  Skończyło się na obietnicach i następnych podaniach – mówi pani Stefania.


-  To nie jest tak, jak twierdzi pani Mielcarek, że jest to koszt 2 tysięcy złotych.  My nie kosztorysowaliśmy tej studni, ale nie można wykonać tej studni tak, jak ktoś nieraz wykonuje.  Trzeba zacząć od pozwoleń wodno-prawnych – mówi  Tomasz Konczewski,  Sekretarz Gminy w Naruszewie.


Jedyną realną pomoc rodzina Mielcarków dostała od sąsiada. Rolnik zgodził się, aby brano wodę z jego ujęcia, które ma do prac gospodarskich. Jednak do tego ujęcia jest 1,5 kilometra od państwa Mielcarków. Po wodę jeżdżą rowerem.


- Kiedy człowiek tak na co dzień ma wodę, to nie myśli o tym, że niektórzy ludzie nie mają, a dopiero jak nie ma, to dopiero myśli – mówi Julia,  11-letania córka pani Stefanii.  *

 

*skrót materiału


 Reporterka: Małgorzata  Pietkiewicz

 

mpietkiewicz@polsat.com.pl