Jak zginęła Ewa Tylman?

Od listopada ubiegłego roku cała Polska zadawała sobie pytanie: co się stało z Ewą Tylman? Młoda kobieta wyszła ze spotkania integracyjnego w towarzystwie swojego kolegi z pracy. Po wielu miesięcach poszukiwań, pod koniec lipca w wodach Warty, zostało znalezione ciało Ewy Tylman. Niestety, sekcja zwłok nie wykazała przyczyny zgonu. Bulwersującą sprawą okazało się zachowanie pracowników zakładu pogrzebowego, którzy robili sobie zdjęcia ze zwłokami Ewy Tylman.

Jest noc z 22 na 23 listopada 2015 roku. Chwilę po godzinie 3:00 z jednego z poznańskich klubów wychodzi Ewa Tylman. O 3:18 kamera monitoringu rejestruje Ewę, która jest prowadzona przez kolegę, Adama Z.  Przy moście św. Rocha ślad się urywa.


- W mojej głowie jest żywa cały czas, ja będę jej szukał żywej. Dopuszczam do siebie świadomość, że może nie żyć – mówił wtedy Piotr Tylman, brat.


- Cały czas myśleliśmy, że wróci do nas, że żyje. Cały czas była tęsknota za nią. Zdjęcie stoi, patrzę na nie, mówię „dzień dobry”. Tak wyglądało życie przez te miesiące  - mówi Andrzej Tylman, ojciec Ewy Tylman.


W poszukiwania  Ewy Tylman zaangażowano płetwonurków, sonar, najlepsze psy tropiące w Europie i drony. Bez skutku. W tym czasie w Warcie odnaleziono między innymi zwłoki innej kobiety i poćwiartowane ciało mężczyzny.


- Wierzyłem, że jej tam nie ma, że może została uprowadzona – mówi ojciec Ewy Tylman.


Przełomem okazał się 25 lipca. Wtedy w Warcie w okolicach Czerwonaka odnaleziono ciało kobiety. Wszystko wskazywało na to, że to poszukiwana Ewa Tylman. Jednak dopiero badania DNA pozwoliły ustalić tożsamość. Ciało było w takim stanie,  że nie można ustalić, w jaki sposób zginęła. 


- Różne myśli nachodzą człowieka.  Nie chcę wierzyć w to, ale fakt jest faktem. Badania DNA potwierdziły, że to jest moje dziecko, a jest nie do rozpoznania – mówi pan Andrzej, ojciec Ewy Tylman.


- Ze względu na to, iż ciało znajdowało się w stanie zaawansowanego rozkładu, nie udało się ustalić przyczyny zgonu – mówi Łukasz Biela z Prokuratury Okręgowej w Poznaniu.


 - Nie poszedłem na identyfikację.  Niestety, nie zdobyłem się na to. Chcę ją zachować taką, jaka była, jaką ją znałem, pamiętałem i taka w sercu pozostanie – mówi pan Andrzej, ojciec  Ewy Tylman.


Bulwersującą sprawą okazało się zachowanie pracowników zakładu pogrzebowego, którzy robili sobie zdjęcia ze zwłokami Ewy Tylman.  Również mężczyzna, który znalazł ciało w rzece, chciał zarobić na zdjęciach zwłok kobiety. Mężczyznom już postawiono zarzuty.


- Zachowanie dwóch mężczyzn, którzy przewozili zwłoki, można zakwalifikować jako znieważenie zwłok – mówi Andrzej Borowiak, rzecznik prasowy Komendy Wojewódzkiej Policji w Poznaniu.


- Pracownicy, którzy realizowali tę usługę, nie są u nas zatrudnieni, usługi te realizowane są przez podwykonawcę. W dniu dzisiejszym ta umowa została rozwiązana – mówi Leszek Grabarski z zakładu pogrzebowego Universum.


- Nie chcę z tymi osobami w ogóle rozmawiać, to nie są ludzie dla mnie. Śmierć mojej córki jest trudną sprawą. To jest sprawa kryminalna i ta sprawa nie może mieć końca. Ja będę dążył, żeby się to wszystko wyjawiło na wierzch -  mówi pan  Andrzej,  ojciec Ewy Tylman.*

 

*skrót materiału


Reporterka: Dominika Grabowska


dgrabowska@polsat.com.pl