Pieniądze ofiar wypadków zniknęły z fundacji

Gdzie są nasze pieniądze? – pytają ofiary wypadków komunikacyjnych, którym pomagała jedna z toruńskich fundacji. Sparaliżowany Mariusz Kowalczyk twierdzi, że miał na swoim subkoncie w fundacji około 140 tys. zł. Rodzina Mirosława Nocona czeka na 24 tys. zł. To dla niej majątek. Problemy z fundacją są od końca 2015 r. Najpierw były mgliste tłumaczenia, teraz rodziny zdawkowo poinformowano, że fundację okradziono.

Jeszcze 10 lat temu życie rodziny Kowalczyków z małej miejscowości Władysławów niedaleko Warszawy przypominało sielankę. Pan Mariusz miał dobrą pracę, uprawiał sporty. Razem z żoną oczekiwał na drugą upragnioną córkę. Nie przypuszczał, że nagle zmieni się wszystko.

- To był piękny, słoneczny dzień. Sobota rano. Jechałem na kurs żeglarski i spotkać się z szefem. Pamiętam tylko ten łeb łosia w szybie samochodu – opowiada pan Mariusz, sparaliżowany po wypadku samochodowym. Mężczyźnie na drogę wyskoczył łoś. - Z dnia na dzień przestałem pracować i nasze finanse mocno się uszczupliły – dodaje.

Z podobnym dramatem musi zmagać się rodzina Noconów z Zawady niedaleko Gliwic. Jej życie zmieniło się w czerwcu 2013 roku.

- Kierowca, który wymusił pierwszeństwo przejazdu, przewoził rusztowania. One spadły na samochód męża. Deska przebiła szybę i uderzyła go w głowę. Doszło do urazu mózgowo-czaszkowego. Przed wypadkiem to był niesamowicie kreatywny i aktywny człowiek - mówi o mężu Mirosławie Joanna Nocon. - Założył firmę i sam ją przez 10 lat rozwijał. Zostałam sama z utrzymaniem rodziny – tłumaczy.

Opieka nad sparaliżowanymi mężami pochłonęła oszczędności obu rodzin.  Z pomocą finansową ruszyli znajomi zarówno jednych, jak i drugich. To jednak też nie wystarczało. Rodziny nie wiedziały, gdzie szukać pomocy. Przypadkowo dowiedziały się o toruńskiej fundacji, która pomaga ofiarom wypadków komunikacyjnych.

- Mam swoje subkonto założone w fundacji i na tym subkoncie powinny być trzymane pieniądze pochodzące z darowizn, jak również z jednego procenta podatku. Na początku było z niego dużo, bo ponad 50 tys. zł, teraz 30, 40 tys. zł. Pieniądze zbierałem na koncie od 2008 roku – mówi Mariusz Kowalczyk.

- Z pieniędzy od ludzi kupiliśmy fajny wózek dla męża i dźwig, dzięki któremu mogę go podnosić z łóżka. Ma też codzienną rehabilitację. Oczywiście zgodnie z prawem my musieliśmy się wykazywać wydatkami związanymi z mężem. Na podstawie faktur te pieniądze wpływały na nasze konto i nigdy z tym nie było problemu – twierdzi Małgorzata Kowalczyk, żona pana Mariusza.

Współpraca z fundacją wyglądała wzorcowo. Niestety pod koniec 2015 roku zaczęły się problemy. Fundacja przestała wypłacać pieniądze.  

- Otrzymałem informację, że mają lokaty na początku tego roku , potem tłumaczyli, że to nie są lokaty, tylko jakieś zatrzymania bankowe. Mam pismo z banku , że nie było żadnych zatrzymań – mówi Mariusz Kowalczyk. Jego żona twierdzi, że na subkoncie uzbierało się 140 tys. zł, a fundacja zalega im z wypłatą 40 tys. zł za przedstawione faktury.

- Za pięć miesięcy nie mam refundacji z faktur. To około 24 tys. zł. Dla nas do majątek. Dzwoniłam, pytałam się, kiedy będzie refundacja i zawsze otrzymywałam odpowiedź zbywającą. Tak to właściwie do momentu przyjścia tego nieszczęsnego pisma, w którym poinformowano wszystkich podopiecznych, że pieniądze zostały z fundacji skradzione – mówi Joanna Nocon, żona poszkodowanego w wypadku Mirosława.

Prezes fundacji kategorycznie odmówił nam wypowiedzi przed kamerą.

- W tej chwili to oni nie pomagają tym ludziom, tylko robią krzywdę i to dużą – komentuje sparaliżowany Mariusz Kowalczyk.*

* skrót materiału

Reporter: Małgorzata Frydrych

mfrydrych@polsat.com.pl