100 tys. zł obcego długu. Koszmar ciężko chorej kobiety

Maria Litwińska z Torunia walczy z nowotworem płuc i długami. Kobieta twierdzi, że jej była szefowa Mariola M. zaciągnęła na nią 7 kredytów, w sumie na ponad 100 tys. zł. Kłopoty pani Marii pojawiły się po tym, gdy przekazała jej skan dowodu. I choć śledczy wiedzą, że jedna z pożyczek była spłacana z konta Marioli M., to w sprawie niewiele się dzieje. Nikt nie usłyszał nawet zarzutów.

- To jest cwaniara, zwykła cwaniara, wykorzystująca ludzi, których zatrudnia – mówi Mirosław Litwiński, mąż pani Marii.

Jego 63-letnia żona jest na emeryturze. W zeszłym roku postanowiła sobie dorobić do skromnego świadczenia i zaczęła pracę w firmie sprzątającej. Właścicielem firmy jest Michał M., ale jak twierdzi pani Maria, wszystkie sprawy załatwiała z jego matką – Mariolą.

- Był taki czas, że miala jakąś kontrolę i musiała kogoś zarejestrować, a że ja byłam na emeryturze, wzięła mnie. Poprosiła o skan dowodu – mówi pani Maria.

 - Też się trochę czuję winny. Stępioną miałem czujność i wysłałem jej ten skan dowodu. Dziś wiem, że do rejestracji pracownika w ZUS-ie wystarczy pesel, nie trzeba skanu dowodu – dodaje Mirosław Litwiński, mąż pani Marii.

W sierpniu zeszłego roku do pani Marii zadzwoniono po raz pierwszy z firmy pożyczkowej. Wzywano do spłaty kredytu. Kobieta bardzo się zdziwiła, bo żadnych kredytów nie zaciągała.

- To była infolinia. Oddzwoniliśmy na ten numer, poproszono nas o weryfikację – opowiada Mirosław Litwiński. Małżeństwu nie udało jej się przejść, co oznacza, że ktoś zaciągając kredyt podał nieprawdziwe dane pani Marii.

W skrzynce państwa Litwińskich zaczęły pojawiać się wezwania do zapłaty różnych pożyczek. Przerażeni poszli do prokuratury i na policję.

- Policjantka podała mi tę umowę i ja mówię, że przecież podpis należy do mojej szefowej, ja mam całkiem inny – relacjonuje pani Maria.

- Nawet nie wiedzialem, że moja żona ma domek w Kowalu przy ul. Dobiegniewskiej. Tak wykazuje część umów. Ja nie od dziś wiem, że to jest adres pani M. – ironizuje Mirosław Litwiński.

Łącznie ktoś wziął na skan dowodu osobistego pani Marii siedem pożyczek na kwotę ponad 100 tys. zł. Dla emerytki z Torunia to astronomiczne pieniądze. Mimo wielu miesięcy śledztwa, prokuratura nikomu nie postawiła zarzutów.

- Mariola M. stanowczo zaprzecza. Twierdzi, że żadnych wnioskow o kredyty nie wystawiała. Jest prawdą, że przynajmniej jedna z zabezpieczonych umów była spłacana środkami z konta Marioli M., a także jej matki. To podważa wiarygodność M. – informuje Krzysztof Pruszyński z Prokuratury Rejonowej we Włoclawku.

Mariola M. twierdzi, że skany dowodów swojej pracownicy po prostu zgubiła. Wielokrotnie próbowaliśmy się z nią spotkać. Pod adresem firmy w Kowalu zastaliśmy jedynie jej matkę. Zarówno ona, jak i Mariola M. odmówiły nam wypowiedzi.

W zeszłym miesiącu część emerytury pani Marii zajął komornik. Kobieta jest załamana. Tym bardziej, że od lutego jest ciężko chora i nie pracuje już w firmie Marioli M.

- 320 zł to jest bardzo dużo, tym bardziej, że choruję. Od lutego w rękach i nogach czuję mrowienia. Ostatnią chemię dostałam z platyną. Ta platyna uszkodziła nerwy… Za życia bym chciała te problemy rozwiązać, żeby mąż nie musiał chodzić i się za mnie tłumaczyć – rozpacza pani Maria.*

* skrót materiały

Reporter: Paulina Dzierzba
pbak@polsat.com.pl