6-kilogramowe dziecko rodziła siłami natury!

Monika Noworyta do dziś nie potrafi zrozumieć, dlaczego musiała rodzić siłami natury niemal 6-kilogramowe dziecko. Jej córeczka zaklinowała się w kanale rodnym. Walcząc o jej życie lekarze Szpitala Uniwersyteckiego w Krakowie uszkodzili jej nerwy w splocie barkowym, a podczas reanimacji dziecku pękła wątroba. Rodzina 5-letniej dziś Aleksandry domaga się od szpitala prawie 700 tys. zł.

Monika Noworyta z mężem wychowują 9-letniego Krystiana, 8-letniego Marka oraz 5-letnią Aleksandrę. Dziewczynka przyszła na świat w 2011 roku i choć wygląda na zdrowe dziecko, ma ogromne problemy zdrowotne. Wszystko zaczęło 5 lat temu w dniu porodu.

- Byłam u swojego lekarza prowadzącego, robił mi USG i wychodziło, że dziecko waży 4,1 kg. Na bloku porodowym okazało się, że USG nie objęło wagi dziecka, że jest duże. Spytałam, czy w związku z tym nie ma przesłanek do cesarki. Usłyszałam, że skoro urodziłam pierwsze i drugie dziecko normalnie, to trzecie też tak urodzę – opowiada Monika Noworyta.

Pani Monika musiała rodzić siłami natury, choć wolała, żeby Aleksandra urodziła się przy pomocy cesarskiego cięcia. Podczas porodu dziewczynka zaklinowała się barkami w kanale rodnym. Pani Monice w porodzie pomagało aż 10 osób.

- Lekarz, który akurat nadszedł, wszelkimi siłami próbował ze mną urodzić to dziecko. Nawet wsparł się kolanem na łóżku – wspomina.

Po porodzie okazało się, że Aleksandra waży nie 4 a 6 kilogramów. Dziewczynka przyszła na świat w ciężkiej zamartwicy, bez akcji serca i oddechu. W trakcie reanimacji pękła wątroba dziecka i doszło do krwotoku wewnętrznego.

- Po kilku godzinach przyszła jakaś neonatolog z intensywnej terapii. Poinformowała mnie, że dziecko się urodziło w stanie śmierci klinicznej, w zamartwicy ciężkiej i ważyło 5,960 kg – mówi pani Monika.

- Nawet lekarze nie wiedzieli, co będzie. Czy w ogóle dziecko przeżyje – dodaje Marcin Noworyta, ojciec Aleksandry.

Pani Monika była zszokowana tym jak wygląda jej córka. Jak mówi, główkę miała ciemno-brunatną, a rączkę przygiętą, którą w ogóle nie ruszała.

Mimo że Aleksandrę udało się uratować, dziewczynka ma niedowład prawej ręki i cierpi na porażenie splotu barkowego. W wieku 6 miesięcy przeszła przeszczep nerwów splotu ramiennego i jest rehabilitowana. Prokuratura sprawę umorzyła. Rodzice walczą w sądzie o odszkodowanie i rentę.

- Biegli stwierdzili, że działania lekarzy w ramach tego porodu, przebiegały zgodnie ze sztuką lekarską – tłumaczy Beata Górszczyk z Sądu Okręgowego w Krakowie.

- Z drugiej opinii biegłego jednoznacznie wynika, że różnica między obwodem główki, a brzuszka dziecka wynosiła 11 cm. Aktualna nauka medyczna mówi, że jeżeli ta różnica wynosi 4 cm, to, kolokwialnie rzecz ujmując, rodząca nie ma szans na urodzenie dziecka bez poważnego zagrożenia dla dziecka lub siebie – zauważa Jolanta Budzowska, pełnomocnik rodziny Noworytów, która walczy w sumie o blisko 700 tys. zł zadośćuczynienia i odszkodowania.

- Dla dziecka o 450 tys. zł i 1400 zł renty na podstawowe wymogi, jak rehabilitacja i dojazdy. O 100 tys. zł dla ojca i 140 tys. zł dla mnie – mówi Monika Noworyta.

Druga opinia wskazuje, że lekarz, który nie potrafił określić dokładnej wagi dziecka i zdecydował o porodzie siłami natury powinien skonsultować się z bardziej doświadczonym lekarzem. Szpital uniwersytecki w Krakowie nie chce sprawy komentować.

- Dziecko nigdy nie uniesie ręki całkiem do góry. Stuprocentowej sprawności nie osiągnie. Tak 75, 80 procent będzie miała – mówią Noworytowie.*

* skrót materiału

Reporter: Klaudia Szumielewicz-Szklarska

kszumielewicz@polsat.com.pl