Tornado zniszczyło dom. Żyją w przybudówce
- 20 minut i dachu nie było – opowiadają państwo Nowaccy z małej wioski Suliki w województwie warmińsko-mazurskim. 26 czerwca nad ich budynkiem przeszło tornado. Stracili wówczas dorobek życia i cudem uniknęli śmierci. Czekają na pomoc żyjąc z przybudówce. Bez łazienki, toalety i ogrzewania.
- Deszcz lał kolosalny. Wyszliśmy na dwór, wszystko było pozrywane. Nawet komin murowany zrzuciło. Jakby spadło do domu, to byłaby ofiara, bo pokoju spał wnuczek – rozpacza Leszek Nowacki.
- Podczas mojej 20-kilkuletniej kariery takie zdarzenie miało miejsce dopiero drugi raz. Obserwowałem tę ścianę deszczu i wiatru. Z odległości około 5 metrów nie było już nic widać. Drzewa powyrywało z korzeniami, dachy zerwało z domów – wspomina Sławomir Krupczak z Ochotniczej Straży Pożarnej w Korszach.
62-letni pan Leszek wraz ze swoją 59-letnią żoną Stefanią, córką, zięciem i dwuletnim wnukiem Aleksandrem mieszkają w prawie 200-letnim domu. Pięć lat temu rodzinę dotknęła tragedia. Pan Leszek podczas remontu dachu kościoła spadł z rusztowania. Od tego momentu mężczyzna jest niepełnosprawny.
- Miałem siedem żeber złamanych, wbitych w płuca, pękniętą czaszka i zęby sztuczne w przełyku – opowiada mężczyzna.
Rodzina po wypadku i wielomiesięcznym leczeniu pana Leszka starała się powrócić do normalnego życia. Niestety prawie dwa miesiące temu rodzinę dotknęła kolejna tragedia. Nad ich domem przeszło tornado, niszcząc dom.
Rodzinie po tragedii z pomocą przyszli sąsiedzi. Dach zabezpieczono folią. Urząd Miejski w Korszach oszacował straty i dokumentację przekazał wojewodzie, a ten Ministerstwu Spraw Wewnętrznych i Administracji. Aby rodzina otrzymała pieniądze, MSWiA musiałoby uznać ten wypadek za klęskę żywiołową. A pieniędzy nie ma.
- Na pewno to była klęska. Dużo ludzi ucierpiało. Mimo że budynki były ubezpieczone, nikt pieniążków nie otrzymał. Moim zdaniem ta pomoc powinna nastąpić – ocenia Sławomir Krupczak z Ochotniczej Straży Pożarnej w Korszach.
Dziś rodzina koczuje w dwóch starych i niewielkich pokojach w przydomowej komórce. Bez łazienki, toalety, bez ogrzewania. Dla pan Leszka nie ma tam miejsca. Mężczyzna, z narażeniem życia, mieszka w zrujnowanym domu bez dachu.
- Zastanawiam się, co się jeszcze stanie. Jak burza idzie, to nie wiem, czy jeszcze bardziej się zawali. Rynien nie ma, wszystko cieknie po ścianach, jest wilgoć – mówi Stefania Nowacka, żona pana Leszka.*
* skrót materiału
Reporter: Żanetta Kołodziejczyk-Tymochowicz
interwencja@polsat.com.pl