Auto skradzione, polisa ważna - odszkodowania nie będzie
Ubezpieczyciel Ergo Hestia odmówił 72-letniej kobiecie wypłaty odszkodowania za skradzione bmw. Uznał, że w momencie podpisywania polisy auto nie miało alarmu, choć fakt ten odnotował wówczas agent firmy. Przed kradzieżą pani Maria zdążyła założyć nowy alarm. I to zdecydowało, że sąd przyznał ubezpieczycielowi rację…
72-letnia Maria Bartosch z Zakopanego kupiła dla syna używane bmw cztery lata temu. Skradziono je w 2013 roku. Kobieta do dziś nie dostała odszkodowania z polisy autocasco.
Agent ubezpieczeniowy sprawdził auto, zrobił zdjęcia i wypełnił druk polisy. W polisie wyraźnie zaznaczył, że auto posiada immobilizer i autoalarm.
- Oczywiście wcześniej dałam mu kluczyki, wsiadł do samochodu i robił zdjęcia. Potem spisaliśmy polisę. Zaznaczone jest w niej, że auto ma autoalarm, immobilizer, blokadę kierownicy – wymienia pani Maria.
8 kwietnia 2013 r. auto zniknęło sprzed domu pani Marii. Kradzież została zgłoszona policji i firmie ubezpieczeniowej. Pani Maria zaczęła walkę o wypłatę odszkodowania za auto warte około 80 tys. zł.
Sprawa trafiła do sądu. Ten nakazał wypłatę odszkodowania, ale ubezpieczyciel się odwołał. Stwierdził, że alarmu w tym aucie nigdy nie było, a co gorsza, pani Maria zainstalowała nowy autoalarm, o czym nie powiadomiła ubezpieczyciela. Ergo Hestia proces wygrała.
- Mam instrukcję obsługi zamontowanego alarmu. Wyraźnie jest w niej napisane, że zabezpieczenie posiada ważną, bezterminową, międzynarodową homologację nadaną przez Ministerstwo Infrastruktury – mówi pani Maria.
- Warunkiem, który jest niezbędny do uzyskania odszkodowania, jest, nawet w przypadku posiadania tego autoalarmu, przedłożenie ubezpieczycielowi dokumentu świadczącego o tym, że taki autoalarm został zainstalowany. I to dokumentu wystawionego przez uprawniony do tego podmiot. Takiego dokumentu ubezpieczyciel nie dostał, w związku z tym to powództwo zostało oddalone – tłumaczy Bogdan Kijak z Sądu Okręgowego w Nowym Sączu.
Pani Maria twierdzi, że o takiej konieczności nie wiedziała. Kobieta postanowiła skontaktować się z agentem, który auto ubezpieczał. Chciała się dowiedzieć, jak to możliwe, że wpisał on, iż auto ma autoalarm, a Ergo Hestia twierdzi, że tego zabezpieczenia nie było. Niestety, wskazane w polisie numery telefonu okazały się bezużyteczne.
My również szukaliśmy agenta, który ubezpieczał auto. Niestety, nie znają go nawet w biurze Ergo Hestii w Zakopanem. Rzecznik firmy stwierdził, że ich agent nie ponosi odpowiedzialności za dane zawarte w polisie. Cała wina, według ubezpieczyciela, spada na panią Marię.
„Agent nie weryfikuje działania bądź zainstalowania wyposażenia, którego naoczne stwierdzenie jest bardzo trudne – tutaj polegamy na deklaracji klienta” – oświadczył nam Arkadiusz Bruliński, rzecznik STU Ergo Hestia SA.
- Uważam, że winien jest człowiek, który nam ubezpieczał samochód. Wzięłam profesjonalistę i on powinien za to odpowiadać – twierdzi pani Maria.*
* skrót materiału
Reporter: Michał Bebło
mbeblo@polsat.com.pl