Marzenia się spełniają - widzowie pomogli 13-letniej Ani i jej rodzinie

Historia 13-letniej Ani Gryglewskiej poruszyła serca widzów ponad miesiąc temu. Od kiedy jej mama nagle zmarła, Ania prowadzi dom oraz opiekuje się niepełnosprawną intelektualnie siostrą. Wspiera również ojca, który walczy z chorobą Parkinsona. Po naszym reportażu życie rodziny poprawiło się, a Ania z siostrą wyjechały na wymarzone, pierwsze w życiu wakacje. Ich radość i zachwyt polskim morzem trzeba zobaczyć!

Ania Gryglewska mieszka we wsi Wola Otałęska na Podkarpaciu. Jej życie diametralnie różni się od życia jej rówieśników. 3 lata temu zmarła na raka piersi mama dziewczynki.
Miała 49 lat. Osierociła wtedy 10-letnią Anię i 6-letnią, niepełnosprawną intelektualnie Agnieszkę. Ania przejęła obowiązki mamy. Dzielnie pomaga tacie w utrzymaniu gospodarstwa i domu.

- Powiedziałam sobie, że muszę być silna, dać radę. Myślę, że mama jest chociaż trochę ze mnie dumna – mówiła wówczas Ania.

- Ona musi myśleć o lekarstwie dla Agnieszki, o ubraniu, umyciu jej i opiece nad nią. To jest na jej głowie – opowiadał Jan Gryglewski.

Niestety, to nie koniec dramatu tej rodziny. U pana Jana lekarze zdiagnozowali chorobę Parkinsona. Jest mu coraz trudniej utrzymać gospodarstwo.

- Nie chciałbym być ciężarem dla nich. Jak będę bardzo niesprawny, to nie chciałbym żyć. Wszystko już jest zaniedbane, bo nie daję rady. Zresztą, to nie na jednego człowieka – zaznaczał pan Jan.

- Tata raczej nie załamał się, tylko jest taki, nie wiem, zmęczony tym wszystkim. Ma już dość – mówiła Ania. Jak nam opowiadała, najbardziej marzy, by jej tata i siostra byli zdrowi.

Ania miała wtedy jeszcze jedno marzenie. Nigdy ani ona, ani jej siostra nie były na wakacjach, bo rodziny nie było na to stać. Chciała zobaczyć z siostrą polskie morze, ale bała się głośno o tym mówić, bo martwiła się, jak jej chory tata poradzi sobie sam w gospodarstwie. Po reportażu wiele się zmieniło. Towarzyszyliśmy dziewczynkom w przygotowaniach do ich pierwszego wakacyjnego wyjazdu.

Ania: Aga, biorę ci tę bluzę różową i sweterek. I potem jeszcze kurtki włożymy, bo może
być zimno. Aga, a ty w ogóle wiesz, gdzie my jedziemy?
Agnieszka, siostra Ani: Nad morze.
Ania: I to będą nasze pierwsze wakacje w życiu.
 
- Po reportażu  bardzo dużo ludzi się odezwało, zaproponowali pomoc. Z moim zdrowiem jest troszkę lepiej. To dzięki pani doktor, która się zgłosiła po reportażu i bardzo mi
pomogła. Już widać poprawę, ale spodziewam się, że będzie jeszcze lepiej – powiedział nam Jan Gryglewski.

Mężczyzna jest wdzięczny wszystkim, którzy odezwali się i pomogli. - Cieszę się, że dziewczyny jadą. Ja całe życie nigdzie nie byłem, niech one jadą. Niech chociaż one mają trochę inne życie – dodał.

Dziewczynki wyjechały do Ustki. Właściciel hotelu zaprosił je na tygodniowe wakacje.
Były zachwycone, tym co na nie czekało.

- Jest mi niezmiernie miło, że mogę mieć tak wyjątkowych gości w moim hotelu - powiedział Łukasz de Lubicz-Szeliski, właściciel hotelu Grand Lubicz w Ustce.
Ania: Ja też się bardzo cieszę, że mogłam pana poznać. Nie wyobrażałam sobie, że gdzieś może być tak ślicznie! Chciałabym panu podziękować.
Właściciel: Cały hotel jest do waszej dyspozycji. Serdecznie zapraszam do korzystania z naszego aquaparku.

- Chciałabym podziękować ludziom, którzy odezwali się i pomogli. To jest taka fajna rzecz – powiedziała wzruszona Ania.*

* skrót materiału

Reporter: Małgorzata Frydrych

mfrydrych@polsat.com.pl