Zajrzeć w umysł zabójcy. Wszystko o polskich profilerach

W Polsce pracuje ich około trzydziestu. Tych doświadczonych jest jednak zaledwie kilku. Biorą udział w śledztwach dotyczących najbardziej okrutnych zbrodni. Dla policjantów są często ostatnią deską ratunku. W Interwencji przybliżamy pracę profilerów, którzy m.in. na podstawie śladów zbrodni, życiorysu lub wyglądu ofiary potrafią wejść w umysł zabójcy i doprowadzić do jego schwytania.

Tylko w zeszłym roku w Polsce odnotowano 495 zabójstw, 1148 gwałtów, 20458 zaginięć.

- Obecnie prowadzę jedną sprawę. Zwykle stworzenie profilu zajmuje około miesiąca. Później trzeba zrobić szybki reset – opowiada profiler dr Bogdan Lach.

Łukasz Wroński powiesił nad łóżkiem replikę listu „Zodiaka”. – To jeden z bardziej znanych seryjnych morderców działających na terenie USA. To wisi tu nie ze względu na to, co ten pan robił, ale ze względu na to, że do tej pory nie został ujęty. To jest taki zawód, że jeśli nie jest pasją, to nie można mu się w pełni poświęcić – tłumaczy.

- Wielokrotnie spotykałem się ze zdaniami, też swoich przełożonych, że nie warto, nie potrzeba, bez sensu… Ja osobiście uważam, że dobry profiler jest w stanie bardzo dobrze ukierunkować śledztwo na sprawcę – mówi Marek Dyjasz, były naczelnik Wydziału Zabójstw Komendy Stołecznej Policji. A dr Bogdan Lach dodaje, że mur sceptycyzmu policjantów co do pracy profilerów nadal istnieje.

Profilerzy w Polsce to najczęściej psychologowie. Część z nich przeszła specjalne szkolenia w amerykańskim FBI. Ci najbardziej doświadczeni swojego zawodu musieli jednak uczyć się sami. Dziś są mistrzami. Analizują ślady, badają życiorys ofiary i miejsce zbrodni. Na ich podstawie tworzą opis zabójcy.

- Pierwszy profil, który powstaje, pierwszy portret psychologiczny, to portret ofiary. Jest ona „dziełem” zabójcy, więc żeby zrozumieć artystę, trzeba spojrzeć na jego obraz – tłumaczy profiler Jan Gołębiowski. Kiedy ktoś go pyta o sprawę, która utkwiła mu w pamięci, opowiada o dziewczynie znalezionej w łóżku, z twarzą zaklejoną taśmą klejącą. - Udusiła się. Dookoła głowy miała ponad 40 zwojów grubej taśmy klejącej do pakowania – mówi.

- Ofiara jest swoistego rodzaju nitką prowadzącą do sprawcy. Często z rodzinami przeglądam zdjęcia, na których ofiara zwykle fotografuje się z kimś innym. Były przypadki takie, że ze sprawcą – mówi dr Bogdan Lach. Najgorzej wspomina sprawy zabójstw dzieci. Były przypadki, że płakał, by poradzić sobie z emocjami.

Spośród wszystkich zaginionych w ubiegłym roku 7790 osób to dzieci. Wciąż poszukuje się ponad 3500 z nich. Mogły paść ofiarą morderstwa.

W latach 2002 – 2004 na Śląsku działał seryjny morderca. Napadał, brutalnie gwałcił i mordował przypadkowe kobiety. Były w różnym wieku. Nic z pozoru ich nie łączyło. Profiler odnalazł jednak nić wiążącą ofiary ze sprawcą. Morderca został skazany na dożywocie.

- Wybór ofiary nie był przypadkowy. Decydował kontur ciała. Jego zbrodnie następowały po większych kłótniach z partnerką. Ofiary były podobne wzrostem do tej partnerki. W momencie wejścia w światło lampy, rzucały podobny cień. I ten cień był tym elementem, który w fantazjach tego sprawcy sprawiał, że osoba była dobra do ataku – wyjaśnia dr Bogdan Lach.

Praca profilera to nie tylko wnikanie w umysł zabójcy. Kiedy morderca zostaje schwytany, trzeba go jeszcze skłonić, aby wyjawił szczegóły zbrodni. Dlaczego zabił i gdzie ukrył ciało ofiary. To profiler przygotowuje taktykę przesłuchania.

- Przed rozpoczęciem przesłuchania trzeba zgromadzić jak najwięcej informacji na temat osoby podejrzewanej. Przesłuchanie kończy się w momencie, kiedy nie ma pytań. Jeśli przygotujemy ich zbyt mało, nic się nie dowiemy. Trzeba rzucić takiej osobie kotwicę, której by się mogła uchwycić, dzięki której mogłaby opowiedzieć o zdarzeniu. Pokazać jej, że nie jest bestią – zaznacza dr Lach.

- Z pierwszym sprawcą w swoim życiu rozmawiałem przez 9 godzin. Zabijał i gwałcił starsze panie, dusił je, a w międzyczasie gwałcił i dusił zwierzęta. Rozmawiałem o jego ulubionych zespołach disco polo, żeby zdobyć jego zaufanie i po to, żeby gdzieś tam między tymi opowieściami wtrącić coś, co mnie tak naprawdę interesuje, żeby on w tym momencie się otworzył – opowiada Łukasz Wroński, profiler.

Co roku niewyjaśnionych pozostaje około 5 procent zabójstw. Kilkudziesięciu zabójców pozostaje na wolności. Część z nich to zabójcy seryjni. Zanim zostaną schwytani, mogą uderzyć ponownie.

W 1999 roku w Krakowie z Wisły wyłowiono ludzką skórę. Okazało się, że to szczątki Katarzyny Z. - 23-letniej studentki. Reszty ciała nigdy nie odnaleziono. Morderca oskalpował je z chirurgiczną precyzją. Mimo pracy profilerów, dewiant do dziś jest na wolności.

- Ta sprawa jest dosyć dziwna. Poświęcił bardzo dużo czasu, żeby zdjąć z kogoś skórę, a później sam ją wyrzucił. Po co? Po co pozbył się swojego dzieła? – zastanawia się Łukasz Wroński.

- Myślę, że pozbył się dlatego, że nie spełniła ona jego fantazji, że w pewnym momencie wywołała złość. A z drugiej strony też lęk, że może zostać odkryty. Po pewnym czasie ta zbrodnia również ujrzy światło dzienne – uważa dr Lach.
Obecnie w każdej komendzie wojewódzkiej pracuje co najmniej jeden profiler. Większość z nich uczy się fachu od bardziej doświadczonych kolegów. Liczba chętnych do wykonywania tego zawodu wciąż rośnie. Żaden morderca nie może więc spać spokojnie.*

* skrót materiału
   
Reporter: Rafał Zalewski

rzalewski@polsat.com.pl