Dramat pracowników upadającej walcowni. "Zostaje nam 12 zł na dzień"

Około 300 pracowników Walcowni Blach Batory w Chorzowie od kilku miesięcy wegetuje czekając na zaległe pensje. Zakład jest w likwidacji. Przejął go syndyk, zapewniając hutników, że wypłaty będą wypłacane regularnie. Tak się jednak nie stało. Pracownikom brakuje nawet na chleb. Pomagają im bliscy. Ludzie czekają, aż zakład przejmie spółka Węglokoks. Sprawa utknęła jednak w sądzie.

- W lutym pilnowałem tutaj cały miesiąc i dwa tygodnie. Miałem mieć zapłacone i nie dostałem nic. Siedziałem tu bez prądu, z własną latarką, bez wody, bez niczego – mówi pracownik Adrian Krawiec.

- Zostaje nam 12 zł na dzień. Nie jest to dużo. Musimy kombinować. Rodzice pomagają – opowiada Barbara Majewska, żona pracownika walcowni.

Właściciel walcowni - HW Pietrzak Holding w listopadzie zeszłego roku złożył wniosek o upadłość. Syndyk, który zarządza zakładem, obiecał pracownikom, że nie będzie problemu z wypłatami. Okazało się inaczej.

- W czerwcu przyszedł syndyk i obiecał szumnie, że od teraz to się zmieni, że będą pieniądze, że ludzie będą dostawać całe wypłaty. A dalej jesteśmy w czarnej d… Przecież jesteśmy zatrudnieni, dalej pracujemy, wywiązujemy się z obowiązków, ale pracodawca, czyli w tym momencie syndyk, nie wywiązuje się - mówi Krzysztof Skrzypiec.

- Nie chcą tego sprzedać, wydzierżawić,  żeby produkcja ruszyła. Mielibyśmy zagwarantowane wypłaty - dodaje Ilona Wolny.

Hutnicy nadal przychodzą do pracy. Niektórzy z nich zostali oddelegowani do innych zakładów. To jednak nie rozwiązuje ich problemu. Od kilku miesięcy nie mają za co żyć. Zapożyczają się, żeby utrzymać swoje rodziny.

- Ludzie są tak zadłużeni, że teraz żyją z rent, emerytur ich rodziców, teściów, żeby przeżyć. Mamy dzieci, ale nie dostaniemy pieniędzy nawet z pomocy społecznej, bo oficjalnie jesteśmy zatrudnieni – twierdzi Ilona Wolny.

- Syndyk załatwił nam pracę w Tychach i żeśmy z niej skorzystali. Ale to jest tylko na jakąś chwilę: miesiąc, dwa, góra trzy – uważa Zbigniew Paprocki.
Przejęciem zakładu zainteresowany jest Węglokoks SA. Pracownicy uważają, że to byłoby dla nich najlepsze rozwiązanie.

- Na początku sierpnia odbyło się spotkanie przedstawicieli Węglokoksu i walcowni, na którym poinformowaliśmy o woli zakupu tego zakładu i prowadzenia działalności produkcyjnej. Czekamy na ostateczne decyzje sądu – informuje Paweł Cyz, rzecznik prasowy Węglokoksu.

- Mamy wielką spółkę, która chce nas przejąć. Pojawiły się jednak problemy, bo HW Pietrzak Holding złożył odwołanie. Węglokoks przedstawił ofertę i zostało to wytrzymane. Nie wiemy nic – mówi Artur Żydziok, pracownik walcowni.

Sprawa hutników trafiła do Funduszu Gwarantowanych Świadczeń Pracowniczych. Tam też pojawiły się komplikacje. Od kilku tygodni trwa wymiana dokumentacji między Funduszem a syndykiem.

- Miały być wypłacane pieniądze z funduszu, ale to jest ciągle przeciągane. Wiecznie albo coś nie doliczyli, albo coś się nie zgadza, a my, pracownicy nie mamy na chleb – alarmuje Sylwia Kurek.

Z pomocą hutnikom przyszło miasto, ale to tylko chwilowe rozwiązanie. Pracownicy chcą nadal pracować w walcowni, ale jeśli sytuacja się nie zmieni, będą zmuszeni zwolnić się z pracy.

- Staramy się tym ludziom wyjść naprzeciw, ale nie rozwiązuje to problemu, bo tu nie chodzi o zasiłek, o bony żywnościowe, tylko o trwałe rozwiązanie problemu.
Jeśli jednak strony dalej będą momentami walczyć ze sobą, to mimo dobrych chęci dojdzie do katastrofy. Dobra walcownia pójdzie na złom – ocenia Marcin Michalik, zastępca Prezydenta Chorzowa.*

* skrót materiału

Reporter: Angelika Trela

atrela@polsat.com.pl