Zimą pod kocem w kawalerce i ponad 5000 zł dopłaty za ogrzewanie!

Ponad 5000 zł dopłaty za ogrzanie 35-metrowej kawalerki. Taki rachunek otrzymała 88-letnia Stanisława Józefowicz ze Świebodzina. Kobieta jest w szoku. Twierdzi, że całą zimę miała chłodno w mieszkaniu, bo oszczędzała na ogrzewaniu. - Nikt nie jest w stanie zużyć ciepła za 5 000 zł w kawalerce - twierdzi rzecznik konsumentów.

- Totalny szok! Mieszkam w domku jednorodzinnym. Za takie pieniądze to bym dwa lata go ogrzewała – mówi Alina Szpigiel, córka pani Stanisławy.

- Córka jak przychodziła, to w nos marzła, bo oszczędzałam. A oni coraz wyżej i coraz wyżej. Już na głowę upadli. Ca ja biedna mam robić? Emeryturkę mam 1800 zł. Popłacę rachunki i żyje, bo muszę – opowiada pani Stanisława. 

Podobnie wysoką dopłatę za ogrzanie mieszkania otrzymała 80-letnia Maria Naumiec. Trzy lata temu kobieta dopłaciła 6 000 zł. Dopiero skończyła spłacać kredyt zaciągnięty na tamtą dopłatę. I kolejny problem - prawie 4 000 dopłaty za ubiegły rok.

- Mam szczytowe mieszkanie. U góry nikogo nie ma, na dole sąsiadka też nie grzeje, więc siedzimy jak w lodowni. I teraz przychodzi płacić 4 000. Za co? – pyta pani Maria.

Obie emerytki mieszkają w tym samym bloku. Jak nieoficjalnie przyznają mieszkańcy, opłaty za ogrzewanie są tak wysokie, że większość po prostu zakręca grzejniki i z ogrzewania korzysta sporadycznie.

- Nie grzeję i nie płacę. Koszmar. Nie grzałam się całą zimę, bo w zeszłym roku przyszło mi płacić 1800 zł. Tu wszyscy siedzimy w zimnym – opowiada jeden z mieszkańców.  Inna mieszkanka dodaje: w zimę to chodzę w kocu okręcona. Jak przyjechał syn z dzieckiem, to włączyłam. Dwie godziny minęły i i jedna kreska poszła na termometrze do góry.

Pani Stanisława i pani Maria poprosiły nas o interwencję. Razem z kobietami próbowaliśmy w spółdzielni ustalić, dlaczego mają płacić tak dużo. Wiceprezes Zarządu Świebodzińskiej Spółdzielni Mieszkaniowej Jerzy Naks uważa, że wszystko jest w porządku. Kobiety musiały zużyć tyle ciepła, więc muszą za nie zapłacić.
Reporter: Panie prezesie, kawalerka i 5500 złotych?
Wiceprezes: Tak. Mieliśmy i 15 tys. zł.
- Jak trzeba grzać, żeby zużyć energię za taki metraż?
- Otwarte okna na okrągło.
Pani Maria: Wstydziłby się pan!
Wiceprezes: No, wstydzę się, wstydzę…
Pani Maria: Nam, starym ludziom to zarzucać? Pod most chyba pójdziemy.
Wiceprezes: Nie może pani zarzucać, że pieniądze zjadł kto inny, tylko mieszkańcy bloku za ciepło zużyli.

Spółdzielnia w tym roku wymieniła tzw. podzielniki ciepła. Nowe urządzenia zamontowano także w łazienkach, choć wcześniej ich tam nie było. Zdaniem pani Marii i pani Stanisławy, to dlatego opłaty za ogrzewanie za ubiegły rok są tak wysokie.

- Opomiarowaliśmy łazienki. Ten system trochę się uszczelni, będzie bardziej dokładny. Natomiast nie gwarantujemy, że te opłaty nie będą wysokie w następnym sezonie – mówi Jerzy Naks, wiceprezes Zarządu Świebodzińskiej Spółdzielni Mieszkaniowej.
Reporter: Czyli teraz karę za nieszczelny system mają ponieść pani Naumiec i pani Józefowicz?
Wiceprezes: Nie nieszczelny - bardziej dokładny.

- Połowa mieszkańców nie grzeje, to po co wprowadzają tyle ciepła do budynku? Dla mnie to jest wynagradzanie ludzi, którzy nie płacą, a karanie tych, którzy płacą. Tak jak moja mama: płaci za coś, czego nie zużyła – ocenia Alina Szpigiel, córka pani Stanisławy.

Sprawą wysokich dopłat za ogrzewanie zainteresował się Powiatowy Rzecznik Konsumentów w Świebodzinie. Pani Maria i pani Stanisława mają nadzieję, że uda im się udowodnić, że wysoki rachunek to wynik pomyłki.

- W 35-metrowym mieszkaniu nikt nie jest w stanie zużyć ciepła za 5000 zł, a pamiętajmy, że ta suma, to tylko dopłata. Lokatorka płaciła za ogrzewanie w czynszu, przez cały rok. Sumując te dwie kwoty będzie to około 10000 zł za okres grzewczy – mówi Waldemar Hordziejczuk, powiatowy rzecznik konsumentów w Świebodzinie.*

* skrót materiału

Reporter: Milena Sławińska

mslawinska@polsat.com.pl