"Starosta nas sprzedał jak niewolników na targu"

Pracownicy PKS-u Krosno walczą o zaległe pensje i przyszłość przewoźnika. Firma zalega nawet po kilkadziesiąt tys. zł ponad stu kierowcom. Po kilku miesiącach pracy bez wynagrodzenia zwolnili się i oddali sprawę do sądu. Ich zdaniem sąd powinien również przyjrzeć się samej sprzedaży firmy przez starostwo. - Majątek PKS został sprzedany za 400 tys. zł. Za taką kwotę każdy pracownik by to kupił – mówi jeden z nich.

70-letni Ferdynand Zakrzewski doskonale pamięta piękny lipcowy dzień sprzed 25 lat. Był policjantem. Jechał z dwoma kolegami służbowym polonezem. Nagle zza zakrętu wyjechał rozpędzony jelcz z przyczepą i zjechał na ich pas ruchu.

- Kierujący i pasażer zginęli na miejscu, ja się cudem uratowałem, siedząc z tyłu, ale poszkodowany zostałem poważnie. Stanąłem przed komisją w MSWiA, orzeczono 76 proc. uszczerbku na zdrowiu – mówi Ferdynand Zakrzewski.

Sprawcą wypadku okazał się kierowca PKS Krosno. Dlatego pan Ferdynand złożył pozew cywilny o dożywotnią rentę od PKS-u. Decyzją sądu miał otrzymywać 520 zł miesięcznie.

- Nie było problemu z wypłacaniem tej renty do października 2014 r. Do dziś w sumie ponad 12 tys. zł zalegają – opowiada mężczyzna.

W takiej samej sytuacji jak pan Ferdynand są byli pracownicy PKS Krosno. Od dwóch lat nie mogą odzyskać pieniędzy z zaległych wynagrodzeń.

- Około 15 tys. zł mi firma zalega.  To dla mnie ogromne pieniądze. Dziś nie pracuję, jestem na zasiłku dla bezrobotnych – opowiada Tadeusz Krzywda.

- Na dzień dzisiejszy firma jest mi dłużna 24 tys. zł z hakiem. Zwolniłem się na koniec października 2014 r – dodaje Jan Kusz.

Byli pracownicy krośnieńskiego PKS-u mają pretensje przede wszystkim do miejscowego starostwa. To ono do 2013 roku było właścicielem PKS-u.

- Majątek PKS został sprzedany za 400 tys. zł spółce FK Partners. To było jeszcze rozbite na raty. Za 400 tys. zł to każdy pracownik by to kupił. Nawet ja bym wziął kredyt – mówi Tadeusz Krzywda.

- Przecież firma ma taki majątek: bazę, stację diagnostyczną, CPN, zmodernizowany park autobusowy, potężny biurowiec. To zostało sprzedane za grosze – uważa Andrzej Szczurek przewodniczący NSZZ „Solidarność“ przy PKS Krosno.

- Ofertę złożyła tylko jedna firma, z Warszawy. Firma została sprawdzona i rozpoczęto negocjacje. Wycenę sporządziła zewnętrzna firma doradcza, na tym się opieraliśmy – tłumaczy warunki sprzedaży Ewa Bukowiecka ze Starostwa Powiatowego w Krośnie.

Po kupieniu PKS-u nowy właściciel podzielił firmę na kilka spółek. Zdaniem pracowników było to celowe działanie.

- Problem w tym, że firma, w której żeśmy zostali, nie ma już żadnego majątku oprócz autobusów. Komornik teraz je sprzedaje od 1200 zł – twierdzi Andrzej Kusz, który walczy o zaległe wynagrodzenie z PKS Krosno.

- Spółka się podzieliła na trzy. Ostatnio została sprzedana działka za 4 miliony zł. To fakt, że to odrębna spółka sprzedawała, ale wydzielona z PKS, więc to wszystko jest kwestia dobrej woli zarządu – mówi posłanka Joanna Frydrych, która pomaga byłym pracownikom PKS Krosno.

O sytuacji krośnieńskiego PKS-u próbowaliśmy porozmawiać z obecnym prezesem firmy. Bezskutecznie. Odesłano nas do rzecznika firmy.

- Jestem przekonany, że uda się wypracować rozwiązanie, które przynajmniej w części zaspokoi roszczenia byłych pracowników – stwierdził przedstawiciel PKS Krosno.

Pracownicy: Tylko, że to pana przekonanie jest niczym nie poparte, bo na waszych kontach nie ma pieniędzy.
- Mam nadzieję, że uda się wypracować takie rozwiązanie, żeby zgromadzić te środki.
- Ale jakiś konkret! Z czego możecie wziąć pieniądze?
- Jeśli będą takie rozwiązania, przedstawię je pani.
- Czyli ich nie ma?
- Są w trakcie.

- Jak nasze roszczenia mogą zostać spłacone, skoro są dokumenty z sądu, że majątek firmy na dzień dzisiejszy to 30 tys. zł, a zadłużenie jest na 7 milionów zł? Czujemy się oszukani przez starostę, bo nas sprzedał jak niewolników na targu – ocenia Andrzej Kusz, który walczy o zaległe wynagrodzenie z PKS Krosno.*

* skrót materiału

Reporter: Paulina Dzierzba

pbak@polsat.com.pl