Strażacy gasili, mieszkanie zalane. Bój o odszkodowanie

Pani Monika z Warszawy była przekonana, że kiedy blok, w którym mieszkała, uległ potężnemu pożarowi, nie zostanie z niczym. Miała przecież ubezpieczenie od skutków pożaru, a jej mieszkanie zostało w wyniku gaszenia kompletnie zniszczone. Decyzja ubezpieczyciela wprawiła ją w szok. Okazało, że hektolitry wody, jakimi zalano jej lokal, to nie skutek pożaru i pieniądze się nie należą!

Pani Monika i pan Miklos są małżeństwem. Mieszkają w Warszawie. Mają dwie maleńkie córeczki – niespełna dwuletnią i siedmiomiesięczną. Do lipca tego roku ich życie było sielanką. Spokój zburzył pożar.

- Wyszłam na balkon, żeby zobaczyć skąd dym się unosi. Okazało się, że z lokalu na czwartym piętrze, właściwie obok mojego mieszkania – opowiada pani Monika.

- W tym miejscu zgromadzonych było bardzo dużo materiałów palnych, powiedzmy sobie szczerze: śmieci, na które przeniósł się ogień. Pożar z kuchni przeniósł się na poddasze i tam zaczął się rozwijać. Akcja trwała ponad 17 godzin. Brało w niej udział 220 strażaków i 55 samochodów gaśniczych – informuje Karol Kierzkowski ze Straży Pożarnej w Warszawie.

W efekcie pożaru mieszkanie pani Moniki i pana Miklosa wraz z 40 innymi zalanymi i zadymionymi lokalami wyłączono z użytkowania. Rodzinę przeniesiono do lokalu zastępczego, bo jej własne „m” to ruina.

- Wszędzie stała woda. Byłam na szczęście w jakichś klapkach, mąż całkowicie zamoczył sobie buty. Próbowaliśmy ratować, co się dało, ale nie było szans. Cała podłoga, ściany, sufity podwieszane, wszystko jest zalane – mówi pani Monika. Koszty remontu szacuje na kilkadziesiąt tysięcy złotych.

- Spaleniu uległo około 200 metrów kwadratowych dachu. Trzeba było dostarczyć więcej wody, niż w standardowych akcjach gaśniczych. Przy zwykłej jest od kilkudziesięciu do kilkuset litrów wody. W tym przypadku mieliśmy kilka tysięcy litrów wody – informuje Karol Kierzkowski ze Straży Pożarnej w Warszawie.

Mieszkanie było ubezpieczone od pożaru. Już dzień po zdarzeniu pani Monika poinformowała o sytuacji firmę Uniqa. Jakież było jej zdziwienie, gdy po ponad miesiącu otrzymała odmowę wypłaty odszkodowania! Bo zniszczenia, zdaniem Uniqi, nie powstały na skutek pożaru tylko zalania. A od tego ubezpieczona nie była.

- Byłam w szoku, nie dowierzałam. Zakładałam, że jeżeli moje mieszkanie jest zalane z tytułu nie pęknięcia rury, tylko gaszenia pożaru, to ubezpieczenie mi się należy – komentuje kobieta.
Okazuje się, że w takich sytuacjach wiele zależy o tego, co dokładnie jest w ogólnych warunkach naszego ubezpieczenia... Zdaniem specjalistów z biura Rzecznika Finansowego polisa pani Moniki tego zdarzenia nie obejmowała.

- To ubezpieczenie w sytuacji, z jaką mieliśmy tutaj do czynienia, jest ubezpieczeniem pustym. Mimo iż ryzyko pożaru jest ubezpieczone, to nie jest ubezpieczone ryzyko zalania związane z tym pożarem. To już jest zalanie, a nie pożar – tłumaczy Aleksander Daszewski, radca prawny w Biurze Rzecznika Finansowego.
Reporter: Czy akcja gaśnicza nie jest automatycznie częścią pożaru?
Radca: Niestety nie, bo zakład ubezpieczeń w ogólnych warunkach wymienia właśnie te ryzyka, od których jesteśmy ubezpieczeni. W tym wariancie, podstawowym, w którym była ubezpieczona nasza bohaterka, to ryzyko zalania nie było ubezpieczone.

Po co nam więc takie ubezpieczenie? Interweniowaliśmy w sprawie pani Moniki w Unice. I tu niespodzianka. Ubezpieczyciel uznał naszą prośbę o nagranie rozmowy jako odwołanie pani Moniki i… znalazł rozwiązanie.

- Faktem jest, że osoba rozpatrująca tę sprawę wzięła pod uwagę pewnego rodzaju definicję zalania. Natomiast nie wzięła pod uwagę jeszcze innych możliwości realizacji tego roszczenia. Każdy ma prawo się pomylić. W tym wypadku akurat doszło do takiej pomyłki, za którą przepraszamy bardzo serdecznie panią Monikę – powiedział Grzegorz Smolarczyk, dyrektor Departamentu Odszkodowań i Świadczeń, Uniqa Towarzystwo Ubezpieczeń SA.

- Jestem mile zaskoczona. Bardzo dziękuję za zajęcie się moją sprawą. Cieszę się, że w Unice pracują ludzie, którzy może i popełniają błędy, ale i starają się je naprawić – podsumowała pani Monika.*

* skrót materiału

Reporter: Irmina Brachacz-Przesmycka

ibrachacz@polsat.com.pl