Emerytalna pułapka. Jeden dokument przekreślił lata pracy
Janusz Czuryło z Biłgoraja od trzech miesięcy powinien żyć z emerytury. Były kierowca PKS Katowice ciężko wypracowanych pieniędzy nie dostał, bo pracownik przedsiębiorstwa przed laty źle wypełnił jeden z dokumentów. Najgorsze jest jednak to, że firmę zlikwidowano i nie ma komu naprawić błędu.
60-letni Janusz Czuryło przez 40 lat pracował jako kierowca autobusu PKS, czyli w tzw. szczególnych warunkach. Zgodnie z przepisami do 1999 r. powinien mieć przepracowanych 15 lat. Pan Janusz był spokojny, bo do tego czasu miał ponad 19 lat pracy jako kierowca autobusu.
Jednak ZUS zaliczył panu Januszowi tylko 14 lat, 10 miesięcy, 18 dni i odmówił przyznania emerytury. Zabrakło nieco ponad miesiąca! Pan Janusz nie dostaje ani złotówki.
- Byłem wściekły, spać nie mogłem. Pracowałem po 270, 290 godzin w miesiącu. Najwięcej miałem 312 godzin, a dzisiaj ktoś to kwestionuje – mówi Janusz Czuryło.
- ZUS nie mógł przyjąć jednego z dokumentów ze świadectw pracy z tego względu, że było ono niepełne. Zawierało nieaktualną podstawę prawną – tłumaczy Małgorzata Korba, rzecznik ZUS-u w województwie lubelskim.
Chodzi o zapis na dole dokumentu. Pracownik katowickiego PKS-u powołał się na rozporządzenie z 1981 r., choć w chwili wystawiania świadectwa obowiązywało już rozporządzenie z 1983 r.
- Państwo polskie, ZUS, brało ode mnie przez lata pieniądze, a teraz jak przychodzi co do czego, to nie ma instytucji, która mogłaby mi wypisać takie świadectwo – komentuje Czuryło.
Taki błąd może naprawić pracodawca lub jego następca prawny. Jednak pod żadnym z dostępnych adresów po PKS-ie Katowice nie ma już śladu.
- Z niego powstały dwa niezależne podmioty. Trzeba pojechać na dworzec autobusowy, tam jeszcze jakieś szczątki tego podmiotu zostały – powiedział pracownik innej spółki PKS w Katowicach.
Niestety, na dawnym dworcu PKS Katowice również nie odnaleźliśmy nikogo, kto pomógłby panu Januszowi.
- Czwarty miesiąc już idzie, chodzi o prosty papier i jest problem – komentuje pan Janusz.
W PKS Katowice w latach 80. pracował także Marian Cencora z Dachnowa. Mężczyzna jeszcze nie starał się o emeryturę. Obawia się, że może mieć takie same problemy, jak pan Janusz.
- Razem pracowaliśmy, mieszkaliśmy w jednym pokoju. Większość to były przewozy ludzi do pracy w kopalni. Przyjdzie taki moment, że ja będę musiał deptać i szukać swojej sprawy – mówi Marian Cencora.
- Jeśli ja, jako kierowca, coś zawalę, to muszę płacić, a tu nikt za nic nie odpowiada. Tylko człowieka poniewierają. Dla mnie to jest nie do pojęcia – podsumowuje Janusz Czuryło.*
* skrót materiału
Reporter: Milena Sławińska
mslawinska@polsat.com.pl