Spadł z wózka w Niemczech. Rachunek za pomoc: 553 euro!

Stanisław Taniukiewicz podczas festynu w Niemczech nachylił się i spadł z wózka inwalidzkiego. Z pomocą ruszyli mu niemieccy policjanci, którzy wezwali pogotowie. A to wystawiło renciście rachunek na 553 euro. Mężczyzna twierdzi, że nie potrzebował pomocy. Rozczarował się stanowiskiem NFZ.

60-letni pan Stanisław ze Słubic 4 lata temu miał udar mózgu. Od tego czasu jest przykuty do inwalidzkiego wózka. 8 lipca tego roku mężczyzna wyszedł z domu na Miejskie Święto Hanzy - największą imprezę plenerową organizowaną wspólnie przez Słubice i graniczący z nimi Frankfurt.

- Wybrałem się do miasta na spacer. Pokręciłem się po mieście (granicznym) i  przejechałem na stronę niemiecką, do Frankfurtu. Wtedy zaczął mnie uwierać but na nodze. Trochę zsunąłem go, żeby rozluźnić ucisk. I but mi spadł. Gdy starałem się go podnieść, to żem ześlizgnął się z siedzenia wózka – opowiada Stanisław Taniukiewicz.

Całe zdarzenie dostrzegli funkcjonariusze niemieckiej policji, którzy wezwali pogotowie. Załoga przybyłej na miejsce karetki wspólnie z policjantami pomogła panu Stanisławowi usiąść z powrotem na wózku.

- Przyjechała karetka, coś tam poszwargotali z policjantami, pomogli mi wsiąść na wózek. Tyle, że ja w ogóle nie potrzebowałem pomocy. Ten policjant wezwał karetkę, widocznie dla własnej potrzeby. Mi nic nie dolegało. Tylko tłumaczyłem, że jestem po udarze – opowiada pan Stanisław.

Po tygodniu od zdarzenia pan Stanisław dostał list z niemieckiego szpitala. Okazało się, że musi zapłacić 553 euro za udzieloną mu pomoc. - To za przyjazd karetki i udzielenie pomocy – wyjaśnia.

- W takich przypadkach pacjent musi wyłożyć pieniądze sam, a następnie zwrócić się do NFZ o zwrot za udzielone świadczenie. Fundusz zwraca pieniądze tylko do kosztów, jakie pacjent poniósłby na terenie Polski. Czyli musimy wycenić, ile takie samo świadczenie kosztowałoby na terenie Polski i tylko tyle możemy zwrócić – informuje Tomasz Migacz, naczelnik wydziału spraw świadczeniobiorców w lubuskim NFZ.

- Ja mam rentę tylko. To jest 1350 zł. Nie wiem, kto z takich normalnie pracujących Polaków mógłby zapłacić w jednym miesiącu taką kwotę – mówi Taniukiewicz.

Sytuacji pana Stanisława nie zmienia nawet fakt posiadania przez niego Europejskiej Karty Ubezpieczenia Zdrowotnego. Niepełnosprawny mężczyzna tak czy inaczej będzie musiał zapłacić niemieckiemu szpitalowi.

- Gdyby okazał tę kartę, to najprawdopodobniej nie zostałby obciążony kosztami za udzielone świadczenie, a przynajmniej nie powinien zostać obciążony - Tomasz Migacz, naczelnik wydziału spraw świadczeniobiorców w lubuskim NFZ.

Pan Stanisław nie ma skąd wziąć wymaganej kwoty. NFZ nie jest w stanie mu pomóc w tej sytuacji. Mężczyzna jest załamany.*

* skrót materiału

Reporter: Jan Kasia

jkasia@polsat.com.pl