Wrobiona w kredyt? Oryginał umowy… zaginął

Barbara Chmielorz z Bytomia walczy z firmą windykacyjną. Twierdzi, że musi spłacać kredyt, którego nigdy nie brała. O rzekomym długu dowiedziała się po ponad 10 latach z pisma z e-sądu. Wystarczyła słabej jakości kopia rzekomej umowy. Kobieta jest pewna, że jej podpis został sfałszowany. Nie ma jak tego udowodnić, bo oryginalny dokument… zaginął.

60-letnia pani Barbara od ponad 14 lat jest wdową. Sama z renty po mężu próbuje wiązać koniec z końcem. Ponieważ cierpi na alergię, w 2003 roku dała skusić się agentce firmy Zepter i pojechała na pokaz odkurzacza dla alergików.

- Pani, która prowadziła ten pokaz zabrała mnie do Katowic. Ja się wtedy zgodziłam, podpisałyśmy wstępną umowę. Do 3 dni mogłam zrezygnować z tego odkurzacza. Miał kosztować 3000 – 3400 zł, już nie pamiętam. Czekałam na decyzję, ile dostanę renty po mężu. Kiedy okazało się, że jest bardzo mała, musiałam zrezygnować z zakupu. Zadzwoniłam do tej pani, napisałam rezygnację, a ona wzięła ją ode mnie i powiedziała, że zostawi u Zeptera – opowiada pani Barbara Chmielorz.

Kobieta uważała sprawę za załatwioną i zamkniętą. Przeżyła szok, kiedy po ponad 10 latach dostała postanowienie z e-sądu w Lublinie, że musi spłacić ponad 7500. Nie wiedziała komu i za co. Na odwołanie się było już za późno. Przerażona poprosiła znajomego adwokata o pomoc, który pomaga jej za darmo.

- O spłatę kredytu wnioskował Open Finanse, który nabył dług od Górnośląskiego Banku Gospodarczego, który zmienił swoją nazwę na Getin Bank. Posłużono się kserokopią umowy, która naszym zdaniem nigdy nie została podpisana przez panią Chmielorz. Naszym zdaniem została ona sfałszowana. Sąd w Lublinie wydaje postanowienie na podstawie przedłożonych dokumentów, których nie weryfikuje – mówi Sławomir S. Adamczyk, adwokat pani Barbary.

- W żadnym banku nigdy nie byłam. Przysięgam na Boga, jak tu siedzę, na moją mamę i na kogo chcę. Na tej kopii zorientowałam się, że chodzi o zakup odkurzacza Zeptera. Prosiłam ich, żeby zadzwonili do tej firmy, rozeznali sprawę, bo ja tego odkurzacza nigdy nie zakupiłam. Oni byli jednak uparci. Powiedzieli, że nie jest czarno na białym i mam to spłacić natychmiastowo – opowiada Barbara Chmielorz.

Dług urósł do ponad 10 000 zł. Od maja ubiegłego roku komornik co miesiąc zabiera ponad 300 zł pani Barbarze z renty po mężu.  Spłaciła już ponad 5 000 zł . Na życie zostaje jej 700 zł. Zrozpaczona kobieta czuje się oszukana. Złożyła zawiadomienie na policję i do prokuratury, żeby wyjaśnić sprawę.

- Jest to kopia jakieś umowy, której nigdy nie widziałam i nie zawierałam z Zepterem. Zaznaczam, że podpis został podrobiony. Policja odnalazła po 10 latach kobietę, która podwoziła mnie na pokaz i zeznała ona: pamiętam, że ta pani odstąpiła od zawarcia tej umowy – podkreśla pani Barbara.

- W takim wypadku musieliśmy pobrać od pani wzór pisma, żeby móc go porównać z podpisem na tej umowie. Niestety posiadaliśmy tylko kopię i to kiepskiej jakości. Zwróciliśmy się do firmy sprzedającej odkurzacz oraz do banku, ale oryginału umowy nie otrzymaliśmy. Obie firmy stwierdziły, że go nie mają – informuje Tomasz Bobrek z Komendy Miejskiej Policji w Bytomiu.

Reporter: Brak oryginału w zasadzie całkowicie zamyka pani Barbarze drogę do udowodnienia, czy to jest jej podpis?
Dorota Nowak z Prokuratury Rejonowej w Bytomiu: Tak, bazą dalszych działań powinien być przede wszystkim oryginał dokumentu.

Policja i prokuratura umorzyły sprawę. W walce o udowodnienie swojej niewinności pani Barbara została sama z adwokatem. Uparcie szukają oryginału umowy, aby zatrzymać egzekucję komorniczą, bo firma windykacyjna dalej domaga się spłaty pozostałych 6 000 zł.

Chcieliśmy porozmawiać z przedstawicielem Zeptera, dowiedzieć się czy firma ma oryginał umowy. Niestety, Zepter ograniczył się do wysłania oświadczenia:

„Spółka oświadcza, iż nie dysponuje, ponieważ nie może dysponować, oryginałem umowy sprzedaży, który zgodnie z treścią umowy sprzedaży jest przeznaczony dla kupującego. Jak również oryginałem umowy kredytu, który jest przeznaczony wyłącznie dla kredytobiorcy i dla banku.”

- Wiem, że jestem niewinna i dlatego nie dam sobie, żeby mi ktoś zabierał pieniądze za nic. Ja nie wzięłam tego sprzętu i nigdy nie byłam w żadnym banku, żadnych pożyczek nie podpisywałam – podsumowuje Barbara Chmielorz.*

* skrót materiału
 
Reporter: Małgorzata Frydrych

mfrydrych@polsat.com.pl