„Morderca siedział i patrzył, jak mój tata umiera”

Piotr J. ze Strzelec Opolskich odwiedził swojego dobrego kolegę. Napił się kawy, zjadł obiad, a następnie wbił mu nóż w serce. Później udał się na policję. Nie chciał zdradzić kogo zabił. Stwierdził, że zrobi to dopiero za kilka godzin, by mieć pewność, że ofiara wykrwawiła się. Bliscy ofiary są zszokowani karą zaledwie 15 lat więzienia dla J. - Jeśli wyjdzie, to zabije ponownie – mówią.

Michał Domerecki miał 58 lat. Mieszkał w Strzelcach Opolskich. Był znanym i szanowanym przedsiębiorcą. W czasach świetności prowadził hurtownię i kilka sklepów spożywczych. Był też właścicielem zabytkowej kamienicy w centrum miasta. Przez kilka lat wynajmował w niej lokal swojemu dobremu koledze, 53-letniemu Piotrowi J.

- Jak ja go znam, to pił od zawsze. Czyli ponad 30 lat. Byłam świadkiem awantur u niego w domu, awantur nawet z rękoczynami, zresztą niebieskiej karty nikt nie zakłada dlatego, że ktoś jednego dnia ma zły humor – mówi konkubina zamordowanego Michała.

- Odgrażał się swojej żonie, że up… jej ten czarny łeb nożem. Zawsze mówił, że zabiję ją nożem kuchennym, którego używa – dodaje Agnieszka Domerecka-Rea, córka pana Michała.

Żona Piotra J. nie chciała z nami rozmawiać. Stwierdziła, że rodzina zabitego „tworzy kłamstwa dookoła tej historii”. - Wiem jaka jest prawda i myślę, że większość ludzi też wie w Strzelcach Opolskich – oświadczyła.

- Rozpoznając nóż, którym zabił tatę, powiedział, że jest na pewno jego, bo żona w taki zły sposób ostrzyła zawsze noże. Ale przed zabójstwem mojego taty, prosił ją, żeby zawiozła je do rzeźnika tym razem. Bo muszą być naprawdę ostre – opowiada Agnieszka Domerecka-Rea.

Jest 13 maja zeszłego roku. Około godziny 14 Piotr J. przychodzi do pana Michała z wizytą. Jest pijany. Mimo to pan Michał częstuje go obiadem i kawą. Potem następuje niespodziewany atak. Piotr J. wyciąga nóż i zadaje panu Michałowi jeden cios – prosto w serce.

- Jest bestią. To był cios, który rozerwał tacie wnętrzności. Krew była wszędzie rozpryskana.

Morderca siedział i patrzył, jak mój tata umiera. Wiem, bo jego ręce były odbite na fotelu, na stole  – twierdzi Agnieszka Domerecka-Rea.

Tuż po morderstwie Piotr J. udaje się na policję. Na komendzie mówi, że chyba właśnie zabił człowieka. Nie chce wyjawić o kogo chodzi. Twierdzi, że zrobi to dopiero za kilka godzin.  Wtedy, gdy będzie miał pewność, że jego ofiara zdążyła już się wykrwawić.

- Uśmiechał się, drażnił się z policjantami, przedrzeźniał, pokazywał im środkowy. Powiedział tylko, że owego dnia obudził się rano i postanowił, że kogoś zabije, bo chce zmienić swoje życie – opisuje Bartosz Domerecki, syn pana Michała.

- Dwa dni później dostał dobrego adwokata i teraz nie pamięta nic. Chociaż psychiatrzy mówią, że pamięta, tylko taką linię obrony wybrał – dodaje Agnieszka Domerecka-Rea.

Zeznając przed prokuratorem Piotr J. nie potrafił wyjaśnić, dlaczego dokonał zbrodni. Stwierdził, że od kilku dni był w ciągu alkoholowym. Nie pamięta więc żadnych szczegółów zabójstwa. Bliscy pana Michała wskazują, że nie mógł być kompletnie pijany, bo pod jego dom przyjechał samochodem.

- Nigdy alkohol nie jest usprawiedliwieniem, to jest okoliczność obciążająca – mówi Waldemar Krawczyk z Sądu Okręgowego w Opolu.

Prokuratura postawiła Piotrowi J. zarzut zabójstwa. Sprawa wydawała się oczywista. W czerwcu tego roku zapadł długo wyczekiwany wyrok. Zabójcę skazano na… 15 lat więzienia. W rzeczywistości na wolność może wyjść za 9 lat.

- Będzie dalej szukał swojej ofiary. A może się mścił na nas? A co gorsze, może nie na mnie, ale moich dzieciach. Coś jest nie tak z naszym prawem, z sądownictwem – ocenia Agnieszka Domerecka-Rea.

Rodzina pana Michała i prokurator odwołali się od wyroku. Żądają dla mordercy kary 25 lat więzienia. Ale apelację złożył także obrońca Piotra J. Oznacza to, że wyrok może okazać się jeszcze niższy.

- Nie wiem, co trzeba zrobić, żeby dostać wyższy wyrok – komentuje Bartosz Domerecki, syn zamordowanego Michała.*

* skrót materiału

Reporter: Rafał Zalewski

rzalewska@polsat.com.pl