Pies dotkliwie pogryzł dziecko. Nie ma winnych
Ponad 30 szwów na twarzy i głowie. Tak zakończyła się dla pięcioletniego dziś Dawida wizyta w szkolnej świetlicy w Szyszkowej, niedaleko Lubania. Dziecko przyszło tam z matką, która sprzątała pomieszczenie. Zaatakował je pies należący do policjanta. Choć obrażenia były poważne, to po roku od pogryzienia nie udało się ustalić winnych.
31 sierpnia 2015 roku Izabela Tokarska poszła z koleżanką sprzątać wiejską świetlicę w Szyszkowej, niedaleko Lubania. Zabrała ze sobą 4-letniego wówczas syna Dawida. Nikt nie mógł wtedy nawet przypuszczać, że tuż obok świetlicy czai się niebezpieczeństwo.
- Po sprzątaniu wychodziliśmy ze świetlicy. Wyszła moja koleżanka, wyszedł mój syn, za nim wyszłam ja. Po coś się jednak wróciłam, nie pamiętam po co – opowiada Izabela Tokarska.
- Doszłam do bramy, słyszę warkot psa. Odwracam się, widzę Dawidka, a nad nim ten duży pies – wspomina Marzena Kajzer, świadek pogryzienia.
- Iza wybiega, Dawidek znajduje się w jej ramionach i po prostu widzę, że dziecko krwawi, że rana jest naprawdę drastyczna. Założono mu ponad 30 szwów na główce, buźce i nie ma winnych – dodaje Izabela Tokarska.
Teren, na którym doszło do pogryzienia Dawida, należy częściowo do gminy, a częściowo do właściciela psa, który jest policjantem. Mężczyzna utrzymuje, że pies był przywiązany do łańcucha i nie zagrażał bezpieczeństwu ludzi przychodzących do świetlicy. Inaczej twierdzi matka Dawida. Kiedy poprosiliśmy o komentarz policję, zostaliśmy odesłani do prokuratury, która od początku prowadzi śledztwo.
Prokuratura Rejonowa w Jeleniej Górze dwukrotnie umorzyła śledztwo w sprawie pogryzionego Dawida. Stwierdzono, że właściciel psa nie jest winny temu zdarzeniu.
- Bezpośrednio po wydaniu tej decyzji zastępca prokuratora okręgowego podjął decyzję w sprawie kontynuowania tego postępowania. Jak wynika z przesłuchań dwóch czy trzech świadków, pies ten zachowywał się agresywnie – informuje Violetta Niziołek, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Jeleniej Górze.
Minął ponad roku od pogryzienia małego Dawida. Prokuraturze nie udało się ustalić, czy pies zerwał się z łańcucha, i w którym miejscu zaatakował dziecko.
- Żadna z przesłuchanych osób nie jest w stanie odnieść się do tego, czy tego dnia, w momencie zdarzenia, pies był uwiązany na tym łańcuchu czy też nie – mówi Violetta Niziołek, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Jeleniej Górze.
- Pamiętam psa, pamiętam łańcuch. Jestem pewna, że pies się zerwał – mówi Marzena Kajzer, świadek pogryzienia.
Właściciel psa twierdzi, że pies który zaatakował Dawida, zdechł podczas zabiegu sterylizacji. Obecnie ma nowego psa, który miał już zaatakować inne dziecko. - Nic o tym nie wiem – mówi mężczyzna.
- Szłam z córką na spacer, ona wyszła pierwsza, ja za nią. Jeszcze nie zdążyłam wyjść za ogrodzenie i pies wybiegł i skoczył jej na brzuszek, zadrapał go. Ja wyleciałam i w tym czasie córka pana M. zabrała tego psa – mówi Anna Zwolińska, która twierdzi, że jej dziecko zaatakował pies należący do M.
- Pan M. rozebrał ogrodzenie od strony ulicy, mija ponad rok, ogrodzenia nie ma. Pojawił się kolejny pies, jest niedopilnowany. Biega bez ogrodzenia, a naprzeciwko ulicy jest przedszkole – zauważa Izabela Tokarska, matka pogryzionego Dawida. Właściciel psa twierdzi, że „jest go pewien.”*
* skrót materiału
Reporter: Dominika Grabowska
dgrabowska@polsat.com.pl