Była żona opowiadała, a sąd wierzył. Dostała mieszkanie

Panu Krzysztofowi, jego żonie i dwojgu małych dzieci grozi eksmisja z mieszkania. O lokal upomniała się jego była żona. Mężczyzna zapewnia, że ma dowody, iż kawalerkę kupił z własnych pieniędzy. A była żona zrzekła się praw do lokalu. Podczas podziału majątku pana Krzysztofa nie było go w kraju. Sąd tłumaczy, że wydał wyrok na podstawie zeznań tylko jednej strony postępowania, bo… zezwala na to prawo.

Pan Krzysztof ożenił się z Marzeną J. 13 temu. Urodził im się syn Mateusz. Pan Krzysztof na początku małżeństwa kupił za ponad 100 tys. zł kawalerkę, na którą, jak twierdzi, wiele lat pracował jako marynarz. Niestety od lat o swoją własność musi walczyć.

Pan Krzysztof był w związku małżeńskim z Marzeną J. zaledwie kilka lat. Kobieta wyprowadziła się z dzieckiem. Jak twierdzi mężczyzna, polubownie podzielili majątek. Ona  zabrała samochód, zrzekając się pisemnie wszelkich roszczeń do mieszkania. Pan Krzysztof cztery lata temu ożenił się ponownie. Urodziło mu się dwoje dzieci.

Mężczyzna wierzył, że jego życie zaczęło w końcu się układać. Niestety z dnia na dzień stracił własne mieszkanie.

- Gehenna zaczęła się, gdy w skrzynce dostałem  pismo ze spółdzielni mieszkaniowej. Przeczytałem, że nie jestem już właścicielem mieszkania. Nie wierzyłem  - opowiada pan Krzysztof.

Mężczyzna zaczął dociekać, w jaki sposób stracił lokal. Okazało się, że kiedy pracował poza Polską, była żona założyła sprawę w sądzie o podział majątku. A sąd lokal przyznał Marzenie J.

- Mąż ma czarno na białym, że zakupił to mieszkanie. Każdą złotówkę ma udokumentowaną. Nie wierzę w polskie sądy, nie wierzę w sprawiedliwość – mówi pani Dorota, obecna żona pana Krzysztofa.

- Wystarczy iść do sądu i powiedzieć, że to jest moje i ciach, nie ma. Ja się dziwię, że sąd zrobił podział majątku, pod nieobecność drugiej strony. Nie było żadnych dowodów – mówi pan Krzysztof.  

Marek Poteralski, rzecznik Sądu Okręgowego we Wrocławiu tłumaczy, że są procedury, które „dają możliwość wydania orzeczenia pod nieobecność jednej ze stron”.

Sąd mieszkanie przyznał Marzenie J. Choć jak twierdzi pan Krzysztof, to właśnie on  posiada wszelkie dowody, że kupił ten lokal.

- Z mojego konta wychodziły wszystkie przelewy na spółdzielnię mieszkaniową. Mam dokumenty z banku i z funduszu inwestycyjnego (o pieniądzach, jakie zgromadził przed kupnem mieszkanie – red.). Mam potwierdzenia. Ta kobieta w tym czasie tylko dorabiała. Nawet powiedziała to w sądzie, zarobiła jako hostessa, dorywczo – mówi pan Krzysztof.

- Sąd przyjmuje za udowodnione to, co strona, powód, wnioskuje, przyjmuje te dowody, które zawnioskuje w pozwie – tłumaczy Marek Poteralski  z Sądu Okręgowego  we Wrocławiu.

Marzena J. odmówiła wypowiedzi przed kamerą. Dziś sprawą jej zeznań zajmuje się prokuratura. Nie zmienia to jednak faktu, że panu Krzysztofowi i jego rodzinie nadal grozi eksmisja z mieszkania. Co więcej musi płacić Marzenie J. 1000 zł miesięcznie za wynajmowanie mieszkania, w którym przebywa.

- Na to mieszkanie ciężko pracowałem . Nie pozwolę sobie, żeby ktoś pstryknięciem palca odebrał mi własność. Na pewno nie wyjdę z tego domu – zapowiada pan Krzysztof.*

* skrót materiału

Reporter: Żanetta Kołodziejczyk-Tymochowicz

interwencja@polsat.com.pl