Adopcja po polsku. 3 lata starań, wyczekane dziecko i odmowa

Rozpaczliwa walka o dziecko małżeństwa z pięcioletnim stażem. Pani Wiesława i pan Artur nie mogą mieć własnych dzieci, starają się o adopcję. Przeszli odpowiednie szkolenie, a nawet uzyskali kwalifikację na konkretne dziecko – Gabrysię. Dziewczynka była już nawet u nich w domu, ale decyzją sądu szybko wróciła do pogotowia opiekuńczego. Ku rozpaczy małżeństwa, przebywa w nim do dziś.

Pani Wiesława jest przedszkolanką, pan Artur pracuje w branży budowlanej. Do pełni szczęścia brakuje im tylko dziecka. Dlatego trzy lata temu poszli do ośrodka adopcyjnego. Kurs skończyli, ale kwalifikacji nie otrzymali.

- Pierwszym argumentem była moja praca w Niemczech, drugim to, że nie było między nami więzi, że byliśmy za krótko po ślubie – twwierdzi Artur Putz.

- Zarzucano nam rzeczy, które absolutnie nie miały miejsca, na przykład, że mój mąż nie chce mieć w ogóle dzieci, nawet biologicznych. Pani kierownik w oczy mi powiedziała, że jestem dobrym człowiekiem, że jak mnie nie ma w pracy, to dzieci nie chcą chodzić do przedszkola. Na moje pytanie, dlaczego więc nie chce dać mi kwalifikacji, wstała i wyszła – opowiada Wiesława Koralewska-Putz.

Urzędnicy Regionalnego Ośrodka Polityki Społecznej w Poznaniu nie chcieli z nami rozmawiać zasłaniając się… ochroną rodzin, z którymi współpracują.

Państwo Putzowie byli załamani. Jak twierdzą, czuli niechęć ze strony ośrodka. I wtedy na ich drodze pojawiła się ciężarna kobieta, nie mogąca wychowywać swojego dziecka.

- Ponieważ bardzo chcieliśmy mieć to dziecko, usiadłam w 2014 roku do komputera i poznałam mamę, która chciała swoje nienarodzone dziecko dać do adopcji – mówi Wiesława Koralewska-Putz.

- Nie wiem, czy to był dobry ruch, ale chciałam jak najlepiej dla tego dziecka, pomyślałam sobie, że znajdę rodzinę, z którą będę miała normalny kontakt, która nie odwróci się ode mnie, że będę wiedziała, gdzie jest moje dziecko – opowiada biologiczna mama Gabrysi.

Jeszcze przed narodzeniem Gabrysi, kobieta poszła do sądu, by powiedzieć, że chce by Putzowie adoptowali jej córkę. Wówczas możliwa była jeszcze adopcja ze wskazaniem. Zaraz po narodzinach Gabrysia trafiła do państwa Putzów. Sąd nie widział w tym problemu. Ale ich szczęście nie trwała długo.

- Sędzia pozwoliła nam ją zabrać, a na drugi dzień dzwoni do mnie jej mama, że dostała postanowienie, że trzeba odwieźć dziecko do pogotowia opiekuńczego. Gabrysia znajduje się  w nim do dziś – mówi Wiesława Koralewska-Putz.

Problemem początkowo był brak kwalifikacji. Ale Putzowie nie poddali się i uzyskali niezbędny dokument. I to kwalifikację na konkretne dziecko – na Gabrysię. To jednak nic nie zmieniło. Sąd Okręgowy w Płocku kwestionuje ich kwalifikacje.

Reporter: Sąd jest przekonany, że ci państwo byliby złymi rodzicami dla Gabrysi?
Iwona Wiśniewska-Bartoszewska, rzecznik sądu: w żadnym miejscu w tych postanowieniach sąd nie wskazał, że jest przekonany, że państwo byliby złymi rodzicami.
- Ale odmawia przysposobienia…
- Sąd wskazał, że nie ma pewności, że państwo są właściwymi rodzicami dla Gabrysi. Wszystkie opinie wskazują, że państwo nie są osobami, które posiadły szczególne kompetencje, że dają gwarancję należytego wywiązywania się z zadań rodziców adopcyjnych.

- Myślę, że gdybyśmy byli złą rodziną, to ośrodek adopcyjny nie dałby nam kwalifikacji - komentuje Artur Putz.

Państwo Putzowie, mimo dzielącej ich odległości ponad 300 km, regularnie odwiedzali Gabrysię w pogotowiu opiekuńczym. Nie podobało się to sądowi, który... zakazał im odwiedzin. A na opiekuna prawnego wybrał nie, jak zwykle, osobę prowadzącą pogotowie, a dyrektorkę pieczy zastępczej. Ta zdaniem Putzów, nie sprzyja im, a sądowi. 

- Nie mogę się wypowiadać, czy oni się nadają, czy nie, bo ja ich nie diagnozowałam. Ja ich nie kwalifikowałam. Jako opiekun prawny Gabrysi powiedziałam, że jeżeli sąd stwierdzi, że przy całej nietypowości jest to adopcja bezpieczna, to ja wyrażam zgodę – twierdzi Anna Borkowska, dyrektor Ośrodka Rodzinnej Pieczy Zastępczej w Płocku.

- Nie rozumiem, gdzie tu jest dobro dziecka? Myślę, że to jest najlepsza rodzina dla Gabrysi – ocenia biologiczna mama Gabrysi.

- Teraz wydaje nam się, że nie chodzi już o nas, tylko że panie mają już po prostu rodzinę dla tego dziecka – podsumowuje Wiesława Koralewska-Putz, która chce adoptować Gabrysię. *

* skrót materiału

Reporter: Irmina Brachacz-Przesmycka

ibrachacz@polsat.com.pl