"Kopali po twarzy i głowie". Oskarża policję o pobicie

24-letni pan Kamil ze Słupska twierdzi, że został skatowany przez nieumundurowanych policjantów z wydziału kryminalnego. Twierdzi, że bez powodu kopali go po głowie aż stracił na chwilę przytomność. Zalany krwią trafił do szpitala. To, jak był bity, widzieli świadkowie. Twierdzą, że od funkcjonariuszy czuć było alkohol.

9 września w pubie obok Szkoły Policji w Słupsku doszło do awantury. Mieli w niej brać udział: mieszkaniec miasta i dwóch policjantów z wydziału kryminalnego, którzy byli po służbie. Zajście obserwował 24-letni Kamil Soroka, który postanowił nam o tym opowiedzieć.

- Kolega zauważył, że policjant wpycha się do kolejki, zwrócił mu uwagę. Ten zaczął kierować w jego stronę obelgi. Rzucać się. Wyszliśmy z pubu, a oni za nami. Zaczęli nas gonić – twierdzi Kamil Soroka.
Kolega pana Kamila uciekł do sklepu. Pobiegli za nim policjanci, a także pan Kamil. W sklepie doszło do kolejnej scysji.

- Poprosił ekspedientkę, żeby zadzwoniła po patrol, bo chcą go pobić. Wyjął swój telefon, a  oni mu go zabrali. Powiedzieli, że nie trzeba wzywać, bo policja jest na miejscu. Jeden wyjął odznakę. Wtedy dałem koledze mój telefon. Wykręcili mi wówczas ręce i wyprowadzili nas ze sklepu – relacjonuje 24-latek.

Kolega pana Kamila wyrwał się policjantom. Wskoczył do taksówki i odjechał. A pan Kamil zaczął iść w kierunku swojego domu. Na jednym ze skrzyżowań, według jego relacji, zaatakowali go policjanci po cywilnemu. Dotarliśmy do miejskiego monitoringu. Niestety, całe zajście zasłaniają korony drzew.

- Wracałam z córką od rodziny. Widziałyśmy jak ten chłopak biegnie i przewraca się. Dopadło do niego dwóch mężczyzn i zaczęło go bić pięściami. Obie z córką krzyczałyśmy: zostawcie, nie bijcie. Jeden pan powiedział, że są z policji, a to jest interwencja. Odepchnął nas ciałem,  do córki powiedział: ty szmato, dziwko p...”, a do mnie, że jestem lesbijką – opowiada Justyna Marcinkiewicz, świadek zdarzenia.

- Zaczęli mnie kopać po twarzy, nie po brzuchu, nogach, ale po głowie. Straciłem przytomność - mówi Kamil Soroka.

Justyna Marcinkiewicz ze swoją 14-letnia córką była świadkiem bójki. Kobieta zadzwoniła po swojego ojca, który mieszka w pobliżu. Ten przybiegł na miejsce i zaczął nagrywać zajście. W tym samym czasie pojawił się też umundurowany patrol policji.

- Scedowali tą agresje na mnie. Zasłaniali się, odchodzili, nie pozwalali filmować, uciekali.  Tam, mimo że kilka dni minęło, są ślady krwi – twierdzi Grzegorz Kunda, świadek, autor filmu z interwencji policji.

- Ja to odbieram, że to zemsta, że kolegi nie złapali – twierdzi Kamil Soroka.
Reporter: A kolega miał jakiś zatarg z policją, z prawem?
- Miał.
- A pan miał problem z prawem?
- Tak. W wieku 17 lat, to było przywłaszczenie mienia. Byłem też mandatowo karany, ale w ostatnim miesiącu ani razu mnie nie ukarali, nie spisali.

Na nagranym filmie widać, jak zakrwawiony mężczyzna siedzi już w radiowozie. Tymczasem policjanci po cywilnemu tłumaczą mundurowym, że to właśnie on pobił trzy inne osoby.

- W pewnym momencie widzę, że policjant chce się oddalić. Nagle uderzył w telefon, który mi wypadł. Policjant zaczął uciekać, ten drugi też. Chciałem nogę podstawić, ale przeskoczył i uciekł – mówi Grzegorz Kunda. Na filmie słychać jego wymianę zdań z policjantami:

Nieumundurowany policjant do funkcjonariusza z patrolu: Spisz imię i nazwisko nasze, jako świadków, i my spadamy.
Grzegorz Kunda: Nie spadacie, nie spadacie, bo pobiliście człowieka.
Policjant po cywilnemu: A pana proszę o dowód osobisty.
Grzegorz Kunda: Ty człowieku pijany jesteś, „na dechy”, a nie mnie legitymować.
Policjant po cywilnemu: To pan jest pijany.
Grzegorz Kunda: Weź człowieku się opanuj.
Policjant po cywilnemu: Bo zawieziemy na komendę w celu ustalenia tożsamości.
Grzegorz Kunda: Bandyto, weź te łapy, bandziorze ty (wytrącenie telefonu).

- Miałem szyty łuk brwiowy i nos, pęknięty oczodół, obrzęk ucha, liczne sińce i zadrapania – wylicza obrażenia po bójce Kamil Soroka.

Policja oraz słupska prokuratura wyłączyły się z wyjaśniania tej bulwersującej sprawy. Dochodzenie prowadzą śledczy z Miastka koło Szczecinka. Okazuje się, że problemy mogą mieć nie tylko agresywni kryminalni, ale także policjanci z patrolu, który jako pierwszy przyjechał na miejsce zdarzenia.

- Czekamy na wyjaśnienie sprawy przez prokuratora. Nam też zależy, żeby wyjaśnić te okoliczności szybko i rzeczowo. Funkcjonariusze przebywają na zwolnieniach lekarskich. Nie stawili się do służby – informuje Robert Czerwiński z Komendy Miejskiej Policji w Słupsku.

- Śledztwo wszczęto po pierwsze w kwestii przekroczenia uprawnień i niedopełnienia obowiązków,  a po drugiej, w sprawie pobicia pokrzywdzonego Kamila – wyjaśnia Oskar Krzyżanowski, prokurator rejonowy w Miastku.

Reporter: Chodzi o to, że policjanci nie zostali zatrzymani, przewiezieni na komendę, nie zbadano ich alkomatem, pozwolono odejść.
Prokurator: To postępowanie ma stwierdzić, czy ich postępowanie było prawidłowe. *

* skrót materiału

Reporter: Artur Borzęcki

aborzeckie@polsat.com.pl