"Wampir z Bytowa" wkrótce odzyska wolność

Miał mordować i gwałcić zwłoki - wkrótce wyjdzie na wolność. Leszek Pękalski zwany „Wampirem z Bytowa” kończy odsiadywać karę 25 lat więzienia. Został skazany za jedno z 17 zarzucanych mu zabójstw popełnionych na tle seksualnym w całej Polsce. Wiele wskazuje na to, że ten lekko upośledzony mężczyzna nie będzie w stanie zapanować nad swoim popędem. Od kilku dni dowody w jego sprawie analizuje policyjne Archiwum X.

Podobno w każdym człowieku może obudzić się demon. Przekracza wtedy granice, które inni uważają za nienaruszalne. Najgorszy koszmar nabiera wówczas realnych kształtów. Dzieją się rzeczy, których wspomnienie nawet po latach przyprawia o dreszcze.

Leszek Pękalski jest jednym z najsłynniejszych morderców w historii Polski. Ćwierć wieku temu media ochrzciły go mianem „Wampira z Bytowa”. Ma 50 lat. Urodził się w Osiekach Bytowskich – małej wsi w województwie pomorskim.

- Dziwny to on był zawsze. Od urodzenia. Upośledzony, ale nie tak, żeby nie odróżniać dobra od zła. Nie zauważyłam, by był agresywny – wspomina sąsiadka Leszka Pękalskiego.

- Jego matka i babcia nadużywały alkoholu, a to one sprawowały nad nim pieczę. Był często bity. W zeznaniach pojawia się historia, kiedy babcia przypalała jego rękę pogrzebaczem. To sadysta, nekrofil. Być może to koszmarne dzieciństwo wpłynęło na niego tak, że wreszcie on miał nad kimś przewagę – powiedziała Magda Omilianowicz, autorka książki „Bestia” o Leszku Pękalskim.

W czerwcu 1991 roku w lesie w pobliżu Osiek zamordowana została 17-letnia Sylwia. Morderca dotkliwie ją pobił. Potem udusił ją i zgwałcił jej zwłoki. Pękalski był już wcześniej karany za gwałt. Znalazł się więc w gronie podejrzanych. Przyznał się niemal od razu.

- Spotkał ją pierwszy raz w sklepie, gdzie miała praktyki. Wzbudził jej litość. W dniu zabójstwa umówili się, że ona przyniesie mu coś do jedzenia. Zaczął z nią rozmawiać, że szuka żony, później zaczął dotykać ją, dobierać się do niej, wtedy ona zaczęła się bronić i zaatakował ją – opowiada nam Mieczysław Buksa - prokurator, który oskarżał Leszka Pękalskiego.

- Ona miała 36, czy ileś ciosów. Bił ją koszturem, takim co drzewka sadzą, po głowie i całym ciele – powiedział ojciec zamordowanej Sylwii.

- Bardzo długo, mówiąc jego słowami "nacieszał się" tą Sylwią. Cieszył się, że ma obok siebie kobietę, mimo że ta kobieta była martwa. Jestem przekonana, że Leszek nie popełnił tylko jednej zbrodni. Jeśli ktoś postępuje w sposób tak makabryczny, wykazuje cechy nekrofilskie, to zastanówmy się, czy jest w stanie popełnić kolejną zbrodnię – zauważa Magda Omilianowicz, autorka książki „Bestia”.

Składając zeznania w sprawie zabójstwa Sylwii, Pękalski przyznał się do kolejnego morderstwa - 11-letniej Małgosi K. Podczas przesłuchań zaczął opowiadać też o wielu kolejnych zbrodniach. Twierdził, że dokonywał ich w całej Polsce. Jego ofiarą miała paść  między innymi 19-letnia Iwona Rojszczak. Według śledczych Pękalski ogłuszył ją, udusił, zgwałcił, a ciało wrzucił do rzeki.

- Ona do niego mówiła, że wszystko odda, żeby tylko ją puścił. Rozszarpałbym go własnymi rękami, ale nie dopuścili mnie – rozpacza Jan Rojszczak, ojciec zamordowanej Iwony.

Jak powiedział prowadzący sprawę Pękalskiego prokurator Buksa, każda ze zbrodni miała motyw seksualny. – No i mieliśmy też mężczyznę. Również na tle seksualnym – dodał.

- Nie miało znaczenia, czy to jest mężczyzna, kobieta, czy dziecko. Przecież przyznał się też do porwania dziecka w Białymstoku – stwierdza Magda Omilianowicz, autorka książki o Pękalskim.

Porwana dziewczynka miała 6 miesięcy. Nie została zgwałcona, ale Pękalski miał ją rozebrać.

Prokurator Buksa jest przekonany, że mężczyzna zabił więcej, niż jedną osobę, za którą został skazany. - Szukałem takich sytuacji, że nikt nie mógł mu tego powiedzieć, tylko sprawca mógł to wiedzieć. W wielu przypadkach, to się udawało. Podczas jednej wizji lokalnej powiedział, że: tak, to było tutaj, tylko, że wtedy były inne ściany, innego koloru. Skąd to wiedział? Musiał tam być – uważa Buksa.

- Wiozą Pękalskiego na wizję lokalną. Pękalski wchodzi do mieszkania, opowiada, jak były ułożone zwłoki, że na ścianie wisiały święte obrazki, to wszystko się zgadza. Policjantki podczas wizji lokalnych nie godziły się na symulowanie ofiar zbrodni, bo też obawiały się o swoje bezpieczeństwo, a podczas tych wizji lokalnych Leszek był często podniecony, kiedy pokazywał, co robił z daną ofiarą na manekinie – mówi Magda Omilianowicz.

Łącznie Pękalski przyznał się do prawie 70 morderstw. Twierdził, że pierwszej zbrodni dokonał w wieku 18 lat. Miał wtedy zabić Ewę P. – 20-letnią mieszkankę Torunia. W sądzie Pękalski odwołał jednak prawie wszystkie swoje zeznania. Ostatecznie udało mu się udowodnić tylko zabójstwo Sylwii. Został za nie skazany na 25 lat więzienia.

- Nie możemy powiedzieć, że jesteśmy zadowoleni, jak fajnie, że Lesiu wróci, z kwiatkami go przywitamy. Na pewno to jest inny człowiek. Może jeszcze gorszy – zauważa sąsiadka Pękalskiego.

- Kiedy przyjechała do niego ekipa niemieckiej telewizji, zażyczył sobie od niej telewizora i gazet pornograficznych, które dostał. Kiedy oglądał przy nich te gazety, masował swoje krocze. To jeśli coś takiego robi, wiedząc, że jest włączona kamera, że są obcy ludzie, to znaczy, że nie jest w stanie nad tym zapanować – mówi Magda Omilianowicz.

- Bardzo nie chciałabym być złym prorokiem, ale zbyt długo wykonuję swój zawód, abym wierzyła, że po karze 25 lat człowiek wychodzi z zakładu karnego zresocjalizowany – podsumowała prof. Ewa Gruza, kryminolog.

Leszek Pękalski nie zgodził się na rozmowę przed kamerą. Wyrok, który odsiaduje, kończy się w grudniu przyszłego roku. Kilka dni temu Prokuratura Regionalna w Gdańsku podjęła decyzję o wznowieniu w jego sprawie czynności. Mają je prowadzić policjanci z tzw. „Archiwum X”.

- On sobie i mnie zmarnował życie! Tu nie chcę go widzieć – stwierdził wuj Leszka Pękalskiego. Dodał, że widzi dla niego miejsce w zamkniętym ośrodku w Gostyninie, gdzie osoby stanowiące zagrożenie dla społeczeństwa poddawane są terapii.

- Kiedy go pytałam, co by zrobił, gdyby go wypuszczono, to powiedział, że poszedłby do lasu, bo bardzo lubi las. Natomiast jak zapytałam go, czy coś by się wydarzyło, gdyby spotkał tam jakąś kobietę, to odpowiedział, że nie wie. To zależy, w jakim byłby nastroju – powiedziała Magda Omilianowicz.*

* skrót materiału

Reporter: Rafał Zalewski

rzalewski@polsat.com.pl