Niebezpieczna toaleta. 7-latka walczy o powrót do pełnej sprawności
Przecięte ścięgna, ukruszona kość piszczelowa i długa walka o powrót do pełnej sprawności – tak dramatycznie zakończyła się dla 7-letniej Wiktorii wizyta w gminnej toalecie samoczyszczącej. Dziewczynka skorzystała z niej podczas pikniku koniarzy w Śliwicach w woj. kujawsko-pomorskim. Producent urządzenia twierdzi, że jest ono w pełni sprawne.
Rodzina Trawickich mieszka w małej wsi Lasek niedaleko Tucholi. Dziadkowie 7-letniej Wiktorii i 5-letniej Weroniki zabrali 31 lipca dziewczynki na coroczny Piknik Koniarzy w Śliwicach. Miało to być cudowne zakończenie wakacji dla wnuczek.
- Dziewczynki uwielbiają konie. Podczas pikniku poszłyśmy kupić baloniki. Tam stała ta ubikacja. Wiktoria normalnie się załatwiała. Dopiero jak wstała, to ta ubikacja ruszyła. Nogi Wiktorii wsunęły się w toaletę, przewróciło ją. Skórę od nogi miała oderwaną - opowiada Krystyna Trawicka, babcia dziewczynki.
- Jak dobiegłem, Wiktoria miała lewą nogę w krwi. Myśmy po karetkę nie dzwonili. Po co czekać, jak możemy sami jechać. Pani pielęgniarka zrobiła jej opatrunek i mówiła, żeby do Tucholi jechać – relacjonuje Eugeniusz Trawicki, dziadek Wiktorii.
Ostatecznie rodzice Wiktorii zostali odesłani do szpitala w Bydgoszczy. Kompletnie nie spodziewali się tego, co usłyszą od lekarza.
- Dowiedzieliśmy się, że ma ścięgna pocięte i to chwilę potrwa Przed blokiem operacyjnym czekaliśmy ponad 3 godziny. Ostatecznie okazało się, że córka ma też uszkodzoną kość. Lekarka powiedziała, że w toalecie są rożne bakterie i to może gnić, skóra może obumierać, że ona gwarancji nie daje – mówią rodzice Wiktorii.
Po operacji przerażeni przez 2 dni nie odchodzili od łóżka córki. Dopiero na trzeci dzień pani Beata zawiadomiła policję w Tucholi. Nie przypuszczała, że będzie sama musiała udowodnić, że wypadek zdarzył się w toalecie.
- Policjant nie wiedział, jak ma to zapisać. Dlaczego przyjechałam dopiero w środę? Co miałam zrobić, dziecko w szpitalu zostawić i szukać policji? – dziwi się Beata Trawicka, mama Wiktorii
- Producent toalety zjawił się w Śliwcach i razem z funkcjonariuszami sprawdzali poprawność działania tej toalety. Nic nie wskazało, że jest ona niesprawna. Trwają czynności. Nie potrafimy jednoznacznie przesądzić o losach tego dochodzenia – informuje Justyna Janiak z Komendy Powiatowej Policji w Tucholi.
- Mam wrażenie, że nikt nam nie wierzy, bo jak producent powiedział, że to jest niemożliwe, to jest niemożliwe. A właścicielem tej toalety jest gmina – kwituje Beata Trawicka.
- Nie mięliśmy pojęcia, że tam coś się stało. Jedynie w niedzielę pani, która przychodzi i sprząta, powiedziała, że było bardzo dużo krwi, że coś tam musiało się dziać – wyjaśnia Łukasz Janicki, inspektor od spraw inwestycji Urzędu Gminy Śliwice.
Producent toalety poinformował nas, że „toaleta została sprawdzona i wszystkie systemy działają poprawnie, w szczególności bezpieczeństwa”. - Musimy wszyscy poczekać na zakończenie śledztwa, bo my też, szczerze mówiąc, nie mamy pojęcia, co tam się wydarzyło – powiedział Marcin Włodarczyk - asystent zarządu Budotechnika Sp. z o.o w Pilchowicach.
- W prasie lokalnej był artykuł, apelowaliśmy o pomoc. Wciąż mam nadzieję. że ktoś się znajdzie i powie prawdę, co widział. Teraz to jest słowo przeciwko słowu. Musimy udowodnić, że to jest prawda – podsumowuje Beata Trawicka, mama Wiktorii.*
* skrót materiału
Reporter: Małgorzata Frydrych
mfrydrych@polsat.com.pl