Trudni sąsiedzi. Piją, imprezują, mieszkają za darmo

Koszmar w kamienicy w centrum Torunia. Jej mieszkańcy skarżą się na agresywnych, nadużywających alkoholu sąsiadów. Twierdzą, że kłopotliwi lokatorzy w dzień śpią, w nocy urządzają głośne libacje, a w dodatku zaniedbują dzieci. Bezradna jest policja i pomoc społeczna.

Rodzina państwa P. sprowadziła się do kamienicy przy ulicy Mickiewicza w centrum Torunia dwa lata temu. Sąsiedzi od początku wiedzieli, że z nowymi lokatorami będą poważne problemy.

- Zapamiętałam pierwszy dzień, kiedy moja córka była straszona nożem przez najmłodsze z ich dzieci – mówi Anna Klein, sąsiadka państwa P.

- Ci państwo mieli wyrok eksmisyjny z lokalu socjalnego przy  ulicy Olsztyńskiej. Musieliśmy zapewnić lokal socjalny dla tak licznej rodziny – tłumaczy Monika Mikulska, dyrektor Zakładu Gospodarki Mieszkaniowej w Toruniu.

Obecnie w lokalu mieszkają państwo P. i dwaj ich nieletni synowie. Burdy, krzyki, alkohol są tam na porządku dziennym.

- Robili libację. Wychyliłam się przez okno, prosiłam, by uspokoili się, bo wstaję o 4:30.  Jak spać, jak za regipsem o grubości 20 cm muzyka na cały regulator leci. Ich to nie obchodzi, bo oni się wyśpią w dzień, a my musimy iść do pracy – mówi Dorota Fierek, sąsiadka państwa P.

- Kierowaliśmy wnioski do sądu o zakłócanie ciszy nocnej. Ta rodzina była karana mandatami. Skierowany został też wniosek o przymusowe leczenie odwykowe, alkoholowe dla tego mężczyzny – informuje Wioletta Jóźwik z Komendy Miejskiej Policji w  Toruniu.

Jak twierdzą sąsiedzi, sami policjanci poradzili im, żeby nagrywać zachowania państwa P., ponieważ często kiedy przyjeżdża patrol, rodzina gasi światło i nie otwiera drzwi.

- Tego dnia – pokazuje nam jedno z nagrań pan Marek, sąsiad rodziny P. - śpiewali z okazji urodzin córki Katarzyny. Co najśmieszniejsze, twierdzą, że na te śpiewy, wrzaski, libacje mieli pozwolenie od dzielnicowego.

„Niech jej gwiazdka pomyślności… Patrz, kamerują! Ty możesz sobie nakamerować swojego ch…” – słychać na nagraniu.

- Zostałem zauważony w trakcie, kiedy oni śpiewali jakąś piosenkę. Pan P. podszedł do okna i powiedział, że zrobi mi: baj baj, że wyjdzie do mnie – opowiada pan Marek. Mężczyzna został uderzony przez sąsiada w twarz. 
Sąsiedzi nie mogą zrozumieć, jak to możliwe, że w tej patologicznej rodzinie nadal wychowują się dzieci, mimo że państwo P. są doskonale znani wszystkim toruńskim instytucjom.

- Moja córka ma 17 lat i o 22:00 musi być w domu, a tam dziecko ma 11 lat i o 3:00 w nocy jest na dworze – mówi Dorota Fierek, sąsiadka państwa P. - 3:00? Ostatnio do 5:00 biegali, co mi rower zginął z podwórka – dodaje inna sąsiadka Dominika Jankowska.

- Sąd zdecydował, że młodszy syn ma być w tej rodzinie, bo są więzi między rodzicami a chłopcem i ma pod nadzorem kuratora pozostać przy rodzicach. W przypadku starszego czekamy na skierowanie do ośrodka z wydziału edukacji. Tego skierowania nie ma, bo w całej Polsce brak jest miejsc dla chłopców z przejawami demoralizacji oraz z upośledzeniem umysłowym – informuje Justyna Popielińska, asystent rodziny P. z Miejskiego Ośrodka Pomocy Rodzinie w Toruniu.

- Nikt nic nie robi. Oni teraz kradną rowery, a za pięć lat kogoś napadną, uduszą, obrabują bank. O to w tym wszystkim chodzi? Ja wiem, że to jest bolesne, może jest jakaś więź między nimi, ale obawiam się, że za mało jest robione, żeby pokazać tym dzieciom normalną ścieżkę rozwoju – twierdzi pan Marek, sąsiad państwa P.

W swoim zachowaniu nie widzą nic złego i nie zamierzają go zmieniać.

- Ja z sąsiadami się nie zadaję i nie będę zadawała, bo są bezczelne! Nie będą tu telewizji napuszczać – powiedział jeden z członków rodziny P.

Tak jak w poprzednim miejscu zamieszkania, tak samo w kamienicy przy ulicy Mickiewicza państwo P. nie płacą czynszu. Dlatego sąd zdecydował o ich eksmisji. Być może sąsiedzi będą mogli niedługo odetchnąć z ulgą. Problem państwa P. pozostanie jednak nierozwiązany, bo rodzina ma zostać przeniesiona do innego lokalu socjalnego.

- Chodzi o to, żeby opieka społeczna zabrała im pieniądze, a dawała w naturze, czyli żywność. Niech rodzice idą do pracy. Jak zobaczą, jak ciężko się na to pracuje, może przestaną libacje urządzać – podsumowuje Dorota Fierek, sąsiadka państwa P.*

* skrót materiału

Reporter: Paulina Dzierzba

pbak@polsat.com.pl