Wpłacił 98 proc. wartości mieszkania, teraz z niepełnosprawnym synem na bruk

Stefan Pachulczak wydał majątek życia na mieszkanie w Świnoujściu. Morski klimat miał poprawić zdrowie jego niepełnosprawnego syna. Pan Stefan zapłacił 198 tys. zł, czyli 98 proc. wartości lokalu i czekał na podpisanie aktu przeniesienia prawa własności. Zamiast tego, czeka go eksmisja, bo deweloper ogłosił upadłość. Samotny ojciec zostanie dopisany do długiej listy wierzycieli spółki.

To miała być inwestycja w przyszłość niepełnosprawnego Mariusza. Stefan Pachulczak samotnie wychowuje 24-letniego syna z zespołem Downa. Przeprowadzka z Knurowa na Śląsku do Świnoujścia miała być szansą nie tylko na spokojną przyszłość, ale i na podratowanie zdrowia.

- Kupowałem to ze względu na mojego syna Mariusza, który ma niedoczynność tarczycy. Skończył 24 lata, a waży 40 kg, tak ma potężne zmiany. Lekarz zalecił mi, aby bardzo często przebywał nad morzem. Dwutygodniowe pobyty nie dają nic. Zdecydowałem się zainwestować, żeby było jakieś zabezpieczenie po mojej śmierci, bo jestem już po wstawieniu stentów, mam chorobę wieńcową –opowiada pan Stefan.

Na zakup mieszkania przeznaczył oszczędności całego życia. Podczas przedwstępnej umowy sprzedaży zapłacił za mieszkanie 198 tys. zł - 98 proc. całej kwoty. W kolejnych tygodniach odebrał klucze i rozpoczął wykańczanie mieszkania. Kiedy przyszedł ustalony termin, by podpisać umowę przeniesienia prawa własności, prezes firmy, która budowała blok, zaczął go unikać.

- W końcu zdenerwowałem się i wystąpiłem do sądu o ugodę, bo już nawet telefonów ode mnie nie odbierał – mówi Pachulczak.

Niestety, nim odbyła się pierwsza rozprawa, firma złożyła wniosek o upadłość. Pan Stefan dowiedział się, że jego mieszkanie przejmie syndyk, a on zostanie dopisany do długiej listy wierzycieli spółki.

- Nikt nie kwestionuje, że zawarłem tę umowę. Dostałem klucze i protokołem zdawczo-odbiorczym odebrałem mieszkanie. To był stan deweloperski. Wykończyłem je od podłogi po żyrandol. Umeblowałem i mieszkam od dwóch lat z synem. Jestem tutaj zameldowany – tłumaczy pan Stefan.

- Cała sytuacja jest krzywdząca dla pana Stefana, ponieważ wpłacił on prawie całość należności za ten lokal. Zachował się zgodnie z warunkami umowy przedwstępnej. Natomiast nie jest właścicielem lokalu, bo nie została postawiona kropka nad i, jaką jest przeniesienie aktu własności i wpisanie do księgi wieczystej. To nie nastąpiło tylko i wyłącznie z winy dewelopera, który  doprowadził do upadłości, ale również z tego powodu, że takie są przepisy  - tłumaczy Michał Tomala, rzecznik Sądu Okręgowego w Szczecinie.

Były już prezes spółki unika kontaktu z panem Stefanem.  Mężczyzna nie chciał przyznać się w rozmowie z nami do swojej tożsamości. Zapytany o niepodpisany akt własności twierdzi, że wszystko jest w porządku, bo gdyby tak nie było, syndyk nie zgodziłaby się na upadłość.

Reporter: Zdaje pan sobie sprawę, że sytuacja tych mieszkańców, zwłaszcza pana Pachulczaka z chorym dzieckiem, jest bardzo trudna.
Były prezes: To niech pani z syndyk rozmawia. Taka akuratna kobieta, nie sądzę, żeby popełniła jakieś nieścisłości.
Reporter: Nie chodzi o nieścisłości i błędy, tylko o to, że firma, wiedząc, że jest w upadłości, nie zawarła tych ostatecznych umów notarialnych z osobami, które wpłaciły prawie całą kwotę.
Były prezes: Jeszcze raz pani mówię, że wszystkie umowy, wszystkie kwity widziała pani syndyk i nie miała żadnych uwag.

Syndyk nie zgodziła się na rozmowę przed kamerą. W przesłanym nam oświadczeniu tłumaczy:

„Zadaniem syndyka jest dbanie o interes ogółu wierzycieli w postępowaniu upadłościowym, a nie traktowanie jednych z nich w sposób uprzywilejowany z jednoczesnym pokrzywdzeniem pozostałych.”

W takiej sytuacji jak pan Stefan jest także pan Henryk Wojdynowski. Mężczyzna miał częściowo wykupiony lokal na parterze, w którym chciał prowadzić sklep jubilerski. Niestety jego lokal został już sprzedany przez syndyka.

- Umówiliśmy się tak, że 300 tys. zł wpłacę do momentu przekazania mi lokalu, a później brakujące 270 tys. zł. Z własnej woli wpłaciłem 470 tys. zł. Do wydania lokalu nigdy nie doszło – mówi Wojtynowski.

- Dlaczego sąd nie stanął po stronie osób, które w dobrej wierze kupowały te mieszkania? W prawie naszym jest tak, że nabywcą nieruchomości jest ten, który nabędzie nieruchomość ostatecznym aktem notarialnym. To nie nastąpiło i sąd nie może tego uczynić za upadłą firmę.  Umowa przedwstępna w formie aktu notarialnego jest zobowiązaniowa, sama z siebie nie przenosi własności – tłumaczy Michał Tomala, rzecznik Sądu Okręgowego w Szczecinie.

Pan Stefan i jego syn Mariusz mają orzeczoną eksmisję bez prawa do lokalu socjalnego. Komornik wyznaczył jej termin na 6 października. Pan Stefan boi się, że razem z niepełnosprawnym synem wyląduje na ulicy.

- My musimy zrobić wszystko, żeby tak się nie stało. Nie możemy na to pozwolić. Mam nadzieję, że po państwa materiale sąd stanie na wysokości zadania. Pokaże, kto jest oszustem i przyzna mieszkanie człowiekowi, który de facto za nie zapłacił – skomentował sytuację pana Pachulczaka Patryk Jaki, wiceminister sprawiedliwości.

- Kodeks cywilny i ustawa o prawach lokatorów mówi o tym, że w przypadku osób niepełnosprawnych sąd nie ma prawa wskazać eksmisji bez wskazania do lokalu socjalnego. Stan zdrowia syna pana Pachulczaka zdecydowanie wyklucza pobyt jego w lokalach socjalnych. One  mogłyby również wpłynąć na pogorszenie zdrowia dziecka – mówi Sebastian Sidorowicz z Miejskiego Ośrodka Pomocy Rodzinie w Świnoujściu.

- Myślę, że jeżeli nie wybrnę z tego, to chyba popełnię samobójstwo.  Nie widzę się na ulicy i nie wyjdę z tego mieszkania. Jak przyjdzie komornik z policją, to niech mnie zastrzelą i w worku wyniosą. Dobrowolnie nie wyjdę. To są wszystkie moje oszczędności – podsumowuje Stefan Pachulczak.*

* skrót materiału

PS Już po zrealizowaniu reportażu Sąd Okręgowy w Świnoujściu poinformował nas, że zaplanowana na 6 października eksmisja została wstrzymana z „powodów formalnych” ( Nie powiadomiono o niej syna pana Pachulczaka, niepełnosprawnego Mariusza – red.). Teraz komornik musi mu skutecznie dostarczyć pismo dot. eksmisji. Nadzór nad postępowaniem sądowym rozpoczęło Ministerstwo Sprawiedliwości.

Reporter: Milena Sławińska

mslawinska@polsat.com.pl