Walczą ze schroniskiem o… własnego psa!

Rodzina państwa Ostrowskich walczy o zwrot pięcioletniego kundelka o imieniu Murzyn, który w lipcu uciekł niedomkniętą bramą. Pies szybko odnalazł się w schronisku na Paluchu w Warszawie. Do właścicieli, mimo ich starań, już nie wrócił. Schronisko wpisało go na listę adopcyjną, a następnie wybrało inną starającą się o psa rodzinę. Sprawa znajdzie swój finał w sądzie.

- Murzyn uciekł 16 lipca. Odnalazł się w schronisku. Przez telefon powiedzieli, żebyśmy z książeczką zdrowia przyjechali i go odebrali. Jeszcze spytali, jak weszliśmy w jego posiadanie. On 4 lata temu się przybłąkał do rodziców - opowiada Piotr Ostrowski.

- Wnosili, że to ich pies, ale nie przedstawili dowodów na to, np. dokumentacji medycznej – twierdzi Henryk Strzelczyk, dyrektor schroniska na Paluchu w Warszawie.

Jak tłumaczy Piotr Ostrowski, w schronisku usłyszał, że pies nie zostanie zwrócony, bo „po pierwsze to nie jest nasz pies, a po drugie jest w fatalnym stanie zdrowia”.- Poprosiliśmy, żeby pokazali nam tego psa, bo wiemy, że nie był w takim stanie, ale padło stwierdzenie, że nie można, bo szpital jest sprzątany, a pies po zabiegu – uzupełnia.

Pies miał być w szpitalu po zabiegu wycięcia guza na nodze. Zamiast tego odnalazł się w kojcu.

- Wpadłam na pomysł, że skoro nas tam nie znają, to pojedziemy z koleżanką i poszukamy psa. Znalazł się w swoim kojcu. Na mój głos się ucieszył, można go było pogłaskać – wspomina Anita Szeller, krewna właścicieli psa.

Dyrekcja schroniska twierdzi, że były wątpliwości dotyczące dokumentacji medycznej psa. Udało się je jednak rozwiać. Murzyn – mimo protestów dotychczasowych właścicieli - trafił na listę zwierząt do adopcji. O adopcję zwrócili się rodzice pana Piotra, ale pojawiła się też inna rodzina.  

Ostatecznie pies trafił do innej rodziny. Schronisko zdecydowało, że Murzynowi będzie lepiej w mieszkaniu w bloku, niż przydomowym ogrodzie. Co ciekawe, w tym ogrodzie rodzina trzyma drugiego psa.

- Jeśli chodzi o tę rodzinę, to oferowała nie za duży box, a na wolności noc na posesji. W zasadzie to było wszystko.  Druga rodzina oferowała mieszkanie. Dla psa o krótkiej sierści nie było to obojętne – przekonuje Henryk Strzelczyk, dyrektor schroniska na Paluchu w Warszawie.

- Powinni nam odebrać drugiego psa, skoro uważają, że tu są tak fatalne warunki. Sami widzicie, że nie ma dramatu – mówi Piotr Ostrowski.

Dyrekcja schroniska przyznaje, że sprawa psa Murzyna mogła być załatwiona inaczej, a pies może wrócić do dotychczasowych właścicieli. Nowy właściciel psa jednak oddać nie chce, sprawa trafi więc do sądu.

- Podjąłem rozmowy z rodziną, która adoptowała tego psa. Próbowałem znaleźć jakieś wyjście z tej sytuacji. Gdyby udało się przekonać tamtego pana do zwrotu psa, a pana, który żądał zwrotu do poprawienia warunków temu psu, to można by było to załatwić. Jednak trafiłem na opór pana, który adoptował – opowiada Henryk Strzelczyk, dyrektor schroniska na Paluchu w Warszawie.

- Musimy sprawę do sądu założyć przeciwko nowemu właścicielowi o zwrot psa. Jest przygotowywany pozew przeciwko schronisku, pracownikom schroniska i przeciwko wolontariuszom, którzy oczerniali moich rodziców – zapowiada Piotr Ostrowski.

Odnaleźliśmy mężczyznę, który adoptował Murzyna. Prawdopodobnie jednak został ostrzeżony o naszej wizycie. Stwierdził, że nie zna sprawy i nigdy o takim psie nie słyszał.

- Pozwólmy rozstrzygnąć sądowi, kto popełnił błąd. My kierowaliśmy się dobrem psa – zapewnia Henryk Strzelczyk, dyrektor schroniska na Paluchu w Warszawie.

- W całym tym regulaminie schroniska jest napisane wyraźnie, że pies może być wydany do adopcji tylko wtedy, gdy oni wiedzą w stu procentach, że pies jest bezdomny. A właściciel Murzyna znalazł się po dwóch dniach. Oznacza to, że prawo od samego początku zostało złamane – przekonuje Agnieszka Nowacka, krewna właścicieli.*

* skrót materiału

Reporter: Michał Bebło

mbeblo@polsat.com.pl