Dramat kierowców PKS Włodawa - "Musiałem ich wykorzystać. Syndyk nie jest od dawania pieniędzy"

- Zostaliśmy bez pracy, bez niczego - mówią dawni kierowcy PKS Włodawa. Przedsiębiorstwo podlegające pod lubelski urząd marszałkowski postawiono w stan upadłości z powodu długów, a jego majątkiem zajął się syndyk. O zaległe pensje kierowców nie zadbał. Nakłonił ich jednak, by pracowali do sierpnia i… również im nie zapłacił. - Musiałem ich wykorzystać. Syndyk nie jest od dawania pieniędzy – rozbrajająco wyznał.

Ponad 40 kierowców PKS Włodawa w województwie lubelskim pozostało bez pracy i zaległych wypłat.  W kwietniu tego roku PKS został postawiony w stan upadłości, a majątkiem spółki zajął się syndyk. Część kierowców jeździła autobusami do końca sierpnia. 

- Od lipca większość pracowników nie ma wynagrodzeń ani odszkodowań.  Nie mamy w ogóle dochodów – mówi Jarosław Holaczuk, kierowca PKS Włodawa.

- Czekam na około 10 tys. zł. Mam troje dzieci i nie znalazłem pracy. Nikt się nie liczy z nami - dodaje kierowca Ireneusz Jakimiuk.

Andrzej Kadela ma 57 lat. W PKS Włodawa pracował 40 lat. Ma na utrzymaniu żonę i córkę. PKS Włodawa jest mu winny 12 tys. zł. Cała rodzina pana Stefana utrzymuje się z zasiłku dla bezrobotnych. 

- Ciężko jest. Dziecko się uczy, żona nie pracuje, cztery osoby na utrzymaniu. Teraz wszędzie raczej młodych potrzebują. Musimy walczyć o to, co nam się należy za tyle lat pracy – mówi wzruszy Andrzej Kadela, kierowca PKS Włodawa.

Na spotkanie z byłymi już kierowcami PKS Włodawa zaprosiliśmy syndyka. Niestety nie chciał się z nami spotkać. Kierowcy chcieli dowiedzieć się, kiedy dostaną swoje zaległe pensje.

- Musiałem ich wykorzystać… Syndyk nie jest od dawania pieniędzy. Ma jak najtaniej prowadzić postępowanie. Miałem ich trzymać, żeby siedzieli i miałem im za to płacić? – powiedział nam syndyk w rozmowie telefonicznej.
Reporter: Ale oni pracowali i też im pan nie zapłacił.
Syndyk: Jakby nie pracowali, też bym musiał im zapłacić. Nie można tak.
Reporter: Ale pracodawca też musi płacić ludziom za pracę, nie uważa pan?
Syndyk: Musi, oczywiście i nie mówię, że nie zostanie to zapłacone.

- Pytałem syndyka o jakieś pieniądze, mówiłem że nie mam za co zapłacić za mieszkanie. Usłyszałem, że takie są skutki upadłości – opowiada Marian Budzyński, były kierowca PKS Włodawa.

Przedsiębiorstwo należało do Spółki Dworce Lubelskie, której właścicielem jest Województwo Lubelskie. Urząd twierdzi, że zaległe pensje to sprawa syndyka. W walce o zapłatę kierowcy zostali sami.

- Te lubelskie marszałki, dworce, czy to oni nas tak nie załatwili? Co nam tu prezesów przysyłali… ile tu uzdrowicieli przyjeżdżało... Jedna pani prezes była trzy dni, dobrze, że długie nogi miała – mówi jeden z byłych kierowców.

- Naszym pomysłem na ratowanie Włodawy była współpraca ze spółką, którą z naszej podpowiedzi założyli pracownicy. Negocjacje trwały długo, spółka traciła swoją kondycję. Nie doszliśmy do porozumienia – informuje Paweł Nakonieczny, wicemarszałek województwa lubelskiego.
Reporter: Pracownicy twierdzą, że mieli przejąć dług PKS Włodawa, dlatego nie doszło tego porozumienia.
Wicemarszałek: Tak, ale wycena przez biegłego spółki opiewała na około 100 tys. zł i  uwzględniała te zobowiązania.

- Mogliśmy wziąć to z zadłużeniem. A co, my samobójcy jesteśmy? – mówi Tadeusz Bliźniuk, były kierowca PKS Włodawa.

- Jeśli jest upadłość likwidacyjna, to de facto jesteśmy już byłym właścicielem. Nie mamy żadnego wpływu na to, jakie decyzje podejmuje syndyk – tłumaczy Paweł Nakonieczny, wicemarszałek województwa lubelskiego.

- Dziękujemy naszym włodarzom… Ociec zakładał ten zakład, a ja będę go gasił – podsumowuje Tadeusz Kręglicki, kierowca PKS Włodawa.*

* skrót materiału

Reporter: Aneta Krajewska

akrajewska@polsat.com.pl