Specjalny skuter przepustką do świata. Potrzeba 20 tys. zł

Piotr Pęczek cierpi na porażenie mózgowe. Walczy z bólem i samotnością, jaka doskwiera mu po tym, gdy zepsuł mu się specjalny skuter przystosowany dla osób niepełnosprawnych. Dzięki niemu pan Piotr miał kontakt ze światem. Mógł m.in. dojeżdżać do pracy. Teraz zamknięty jest w czterech ścianach. Mężczyzna potrzebuje 20 tys. zł.

Pana Piotra z małej wsi Sobótka, niedaleko Sandomierza z kamerą odwiedziliśmy jedenaście lat temu. Dwudziestotrzyletni wówczas mężczyzna błagał o pomoc w zbiórce pieniędzy na leczenie i rehabilitację.

Mężczyzna od urodzenia jest niepełnosprawny. Jak twierdzi, padł ofiarą błędu lekarskiego, jaki popełniono przy porodzie. Brat bliźniak pana Piotra zmarł, a on cierpi na porażenie mózgowe.

Przykuty był do wózka inwalidzkiego, w dodatku nie miał pieniędzy na rehabilitację. Walczył z samotnością, odrzuceniem i brakiem pomocy. Mówił, że jest wyśmiewany, traktowany jak odrzutek.

- Samotność jest straszna. Nie życzę nikomu siedzieć w czterech ścianach, różne myśli przychodzą wtedy do głowy. Jeśli mam tak siedzieć, to lepiej żebym nie żył – mówił łamiącym się głosem.

- Jak tylko zaczął jeździć na tym wózku, jak się pokazał, to niektórzy dziwili się, dlaczego się włóczysz, że kaleka to powinien siedzieć w domu – opowiadał Władysław Bryła, znajomy rodziny.

Rodzice pana Piotra  sprzedali pole, by mógł pojechać na turnus rehabilitacyjny za 8 tys. zł.

- Miałem po nim chodzić, ale okazało się, że potrzeba kilka takich wyjazdów, by ta sztywność puściła. Nie było pieniędzy – ucina. Po chwili ze smutkiem dodaje, że nie miał radosnych chwil, bo od małego żył w bólu i cierpieniu.

Po emisji reportażu udało się mu pomóc. Odzew był tak duży, że pieniędzy starczyło na wieloletnią rehabilitację, co zaowocowało znaczną poprawą zdrowia.  

Pan Piotr po latach leczenia pragnął zrobić prawo jazdy i usamodzielnić się. Chciał dojeżdżać do pracy, aby nie być dla nikogo ciężarem. Powoli plany realizował. Poruszał się na specjalnym elektrycznym skuterze przystosowanym dla osób niepełnosprawnych.  Niestety, od kilku miesięcy sprzęt nie działa.

- Jak się ruszamy, to żyjemy, a jak przestajemy, to umieramy. Gdy nie będę mobilny jak byłem, to będę obumierał – mówi.  

Mężczyzna prosił o pomoc urzędników. Niestety, Powiatowe Centrum Pomocy Rodzinie w Opatowie może dać jedynie 1800 zł, a potrzebuje 20 tysięcy. 66-letnia matka pana Piotra choruje i trudno jej pomóc synowi. Mężczyzna wychodzi z domu tylko dzięki pomocy wolontariusza.

- Dla niego wózek jest tym samym, co dla zdrowego człowieka nogi. Piotrek stał się więźniem własnego domu, bardziej niż ci, którzy mają areszt domowy – komentuje Władysław Bryła, znajomy rodziny.

- Proszę wszystkich państwa, ludzi dobrej woli o pomoc. Mam nadzieję, że dramat się zakończy i odzyskam sprawność, o której… tak marzę każdego dnia – mówi zrozpaczony pan Piotr.*

* skrót materiału

Reporter: Żanetta Kołodziejczyk-Tymochowicz
interwencja@polsat.com.pl