Winny kolizji, choć jechał karetką na sygnale

Co na drodze może karetka pogotowia? Chociaż Tomasz Kafara jechał na sygnale i nawet nie drasnął żadnego samochodu, został skazany za spowodowanie kolizji. 13 maja pokonał zakorkowany most w Rzeszowie jadąc środkiem przeprawy. Kilkanaście dni później dowiedział się, że kierowca jadącej z naprzeciwka skody, tuż po minięciu karetki, zawadził o betoniarkę i uderzył w barierę. Winę za to ponosi właśnie kierowca karetki.

Tomasz Kafara jest kierowcą ratownikiem. W sanockim pogotowiu pracuje od dwunastu lat. 13 maja 2016 roku wraz z ratownikiem dostał sygnał do pilnego wyjazdu z krwią do oddalonego o 80 kilometrów Rzeszowa.

- To był wyjazd sygnałowy, tak zwany na ratunek, czyli cały czas na włączonych sygnałach świetlnych i dźwiękowych – tłumaczy pan Tomasz.

- Problemy zaczęły się od dojazdu do zapory (Mostu Karpackiego w Rzeszowie), dwa pasy w jednym kierunku były zakorkowane i dwa pasy w drugim. Zwolniliśmy, a ludzie zaczęli nam się usuwać samochodami – mówi Tomasz Fuksa, ratownik, który jechał wówczas z panem Tomaszem.

Ratownicy byli przekonani, że wyjazd przebiegł spokojnie. Przeżyli szok, gdy kilka dni później Tomasz Kafara został wezwany na policję i dowiedział się, że był uczestnikiem kolizji na Moście Karpackim.

- Kierujący skodą Fabią, chcąc uniknąć zderzenia czołowego z karetką, zjechał na prawy pas ruchu. Niestety podczas tego manewru zahaczył o będący po jego prawej stronie samochód ciężarowy – informuje Adam Szeląg z Komendy Miejskiej Policji w Rzeszowie.

- Jeżeli bym obrał inny tor kierunku jazdy, na wprost, czyli między samochodami, to wydaje mi się, że zagrożenie byłoby jeszcze większe z racji tego, że wszyscy z lewej musieliby przekroczyć podwójną ciągłą– tłumaczy Tomasz Kafara.

Kierowca karetki był pewien, że sytuacja szybko się wyjaśni. Ale ku jego zdumieniu rzeszowska policja wysłała do sądu wniosek o ukaranie go. A sąd policję poparł.

- Błąd popełnił kierujący karetką  pogotowia, oczywiście jechał pojazdem uprzywilejowanym, miał włączone sygnały świetlne, dźwiękowe, ale przepisy ruchu drogowego, które pozwalają na niestosowanie się do przepisów, wymagają również zachowania szczególnej ostrożności – argumentuje Adam Szeląg z Komendy Miejskiej Policji w Rzeszowie

Sąd w Rzeszowie, wyrokiem nakazowym, bez udziału pana Tomasza, uznał jego winę i wymierzył mu karę grzywny – 540 zł.

- Z tego zdarzenia jest zapis wideo rejestratora, który jasno pokazuje, kto jest winien tego zdarzenia. Kamerka pokazuje zarysy karetki około 115 metrów przez kierowcą skody. Tak że jej kierowca miał czas na reakcję – przekonuje pan Tomasz.

- Nie słyszałem karetki, nie widziałem karetki. Od momentu kiedy ją zobaczyłem, miałem bodajże 3, góra 4 sekundy do kolizji. Kierowca karetki wjechał na przeciwny pas na przeprawie mostowej. Dla mnie bez dwóch zdań jest winny. 17 lat pracowałem w policji, sam jeździłem na tzw. bombach i można dużo, ale nie wszystko. To była po prostu fantazyjna jazda, co tu dużo mówić – stwierdził kierowca skody.

- On minął się z nami i dopiero wtedy to wszystko się rozegrało, zahaczył o tę betoniarkę. Nie musiał wykonać takiego manewru, mógł spokojnie zwolnić i schować się za betoniarkę – uważa Tomasz Fuksa, ratownik, który jechał wówczas z panem Tomaszem.

Kierowca karetki czuje się niewinny, więc odwołał się. Sąd pierwszej instancji od grzywny odstąpił, ale skazanie utrzymał. Kierowca karetki nie wie, jak to możliwe. Tym bardziej, że ma opinię potwierdzającą jego racje.

- Sąd bardzo szczegółowo przeanalizował całość tych zdarzeń i uznał, że to kierujący karetką nie zachował szczególnej ostrożności. W szczególności zbytnio zaufał temu, że jego sygnały dźwiękowe i świetlne są dobrze widoczne i słyszalne dla innych uczestników ruchu drogowego. Na chwilę obecną wpłynęła apelacja obwinionego. W aktach sprawy zalega dostarczona przez niego opinia – mówi Alicja Kuroń z Sądu Rejonowego w Rzeszowie.

- Nie możemy sobie pozwolić na to, żeby zwolnić i stać w korku. Zatrzymać samochód i czekać, aż korek się rozładuje. Mamy wyższy cel, jedziemy do pacjenta, który oczekuje szybkiej reakcji – zauważa Janusz Bukład, szef transportu pogotowia ratunkowego w Sanoku.

- Jeżeli w ten sposób kierowcy karetek będą karani, to wydaje mi się, że trzeba zdjąć te wszystkie sygnały dźwiękowe i świetlne i być zwykłymi uczestnikami ruchu – dodał pan Tomasz.*

* skrót materiału

Reporter: Irmina Brachacz-Przesmycka

ibrachacz@polsat.com.pl