Nowotwór i rychła bezdomność. Dramat 4,5-letniego Oliviera

Olivier walczy z neuroblastomą - jednym z najgroźniejszych i najmniej poznanych nowotworów wieku dziecięcego. Niedawno, dzięki pomocy jednej z wrocławskich fundacji, wrócił z kosztownej terapii we Włoszech. Rodzice poświęcili wszystko, by go ratować. Teraz nie mają z czego się utrzymać. Pokój, w którym żyją, muszą zwolnić do końca tygodnia.

Pani Magdalena i pan Przemysław z Wrocławia poznali się 6 lat temu zakładzie pracy. Od razu wiedzieli, że resztę życia chcą spędzić razem. Kiedy 4,5 roku temu urodził się ich syn Olivier, myśleli, że ich szczęście będzie trwało wiecznie.

- Cieszyliśmy się niesamowicie, że mamy takiego wspaniałego syna. Bardzo szybko się rozwijał: pierwsze kroczki, pierwsze „tato” , pierwsze „mamo”. Normalnie pracowaliśmy. Stać nas było na wynajem, nigdy nie było problemu z płatnością czynszu. Żyliśmy, jak zwykła rodzina – opowiadają rodzice Oliviera.
Sielanka rodzinna trwała ponad dwa lata. Później rodzice Oliviera zaczęli zauważać , że z ich synem zaczęło dziać się coś niepokojącego. Przestawał być radosnym i pełnym energii dzieckiem.

- Zaniepokoiły nas bardzo duże siniaki, które Olivier miał pod oczami, same się robiły. Miał też wylewy podspojówkowe. Długo jeździliśmy po lekarzach. W końcu pani doktor wytłumaczyła, że to neuroblastoma, jeden z najgroźniejszych i najmniej poznanych nowotworów wieku dziecięcego – mówi Magdalena Adasiak, mama Oliviera.

- To bardzo ciężka choroba, połowa dzieci umiera – dodaje Przemysław Huk, tata Oliviera.
Rozpoczęła się dramatyczna walka o życie Oliviera. Polscy lekarze ponad rok robili wszystko, aby zatrzymać chorobę. Niestety, to nie wystarczało.

- Nie udało się zniszczyć wszystkich komórek neuroblastomy, dalej były przerzuty w oczku i kościach udowych. Doszliśmy jakby do ściany. Jedyną szansą dla Oliviera był wyjazd do Włoch, tak naprawdę po życie – wspomina mama Oliviera.

Koszt terapii we Włoszech wynosił 40 tys. euro. Dla rodziców chłopca była to kwota nieosiągalna, a czas w przypadku Oliviera odgrywał ogromną rolę. Na szczęcie pieniądze zebrano dzięki fundacji. W marcu tego roku rodzice wraz synem mogli wyjechać na dalsze leczenie do Włoch.

- Byliśmy tam ponad 7 miesięcy. Olivier przeszedł immunoterapię. Wszystko było dobrze, po drugim cyklu okazało się, że choroba zaczęła się cofać – opowiada Magdalena Adasiak.  

Niestety, pod koniec terapii, badania obrazowe wykazały przerzuty w nogach Oliviera. Oznacza to, że chłopiec jeszcze raz wyjedzie do Włoch na badania. Następnie włoscy lekarze poinstruują polskich lekarzy, jak dalej go leczyć.

Jeszcze przed pierwszym wyjazdem do Włoch rodzina musiała zrezygnować z wynajmowanego mieszkania, bo wiedziała, że leczenie będzie długie. Złożyła wniosek do Urzędu Miasta we Wrocławiu z prośbą o lokal socjalny. Nie może opuścić Wrocławia, bo Olivier musi być pod stałą kontrolą lekarzy. Na razie wraz z rodzicami ma dach nad głową dzięki fundacji.

- Udostępniła nam jeden pokój, możemy w nim zostać do końca tygodnia i tak naprawdę nie wiemy, co dalej. Nie mamy gdzie pójść. Teraz nie stać nas na wynajem, wróciliśmy dopiero z Włoch – mówi Magdalena Adasiak, mama Oliviera

- Z Włoch pisałem do prezydenta Wrocławia Rafała Dudkiewicza listy i maile, pisałem do premier, do prezydenta Polski. Nie ma odzewu – opowiada Przemysław Huk, tata Oliviera.

- O te lokale starają się ludzie w bardzo trudnych sytuacjach życiowych. Nie porównujemy ich. Miasto nie jest w stanie zapewnić lokali socjalnych wszystkim, którzy by takich lokali potrzebowali. W porozumieniu z fundacją jeszcze w tym roku, naprawdę w szybkim czasie, chcielibyśmy takie mieszkanie, być może dwa, przekazać. To fundacja będzie decydowała, którzy z jej podopiecznych potrzebują go niezwłocznie. Zdecydowanie łatwiej proceduralnie to jest zrobić – deklaruje Arkadiusz Filipowski, rzecznik Urzędu Miejskiego we Wrocławiu.*

* skrót materiału

Reporter: Małgorzata Frydrych

mfrydrych@polsat.com.pl