Urzędnicy zabierają dom, nowego nie pozwalają zbudować
Pani Kazimiera i pan Józef od 11 lat żyją ze świadomością, że zostaną bez dachu nad głową. W ramach budowy drogi ekspresowej zapadła decyzja o rozbiórce ich domu. Chcieli wybudować nowy na sąsiedniej działce. Pozwolenie na budowę zostało wydane, ale urzędnicy nie zgodzili się na drogę dojazdową.
Państwo Kazimiera i Józef Ślusarzowie od kilkudziesięciu lat mieszkają w drewnianym domu na obrzeżach Rzeszowa. Już niedługo stracą dach nad głową, bo do ich posesji zbliża się budowa drogi ekspresowej S19. Jak twierdzą, problemu mogłoby nie być, gdyby miasto, które ziemię zabiera, od 11 lat nie utrudniało im budowy nowego domu.
- Jeżeli mam działkę, jeżeli mam wszystkie papiery na budowę, to dlaczego miasto nie może pomóc, żebym do tej działki dojechał i wybudował dom, przecież to im powinno być na rękę – mówi Józef Ślusarz, który nie może wybudować domu.
Państwo Ślusarzowie chcieli się zabezpieczyć. Wiedząc o planach budowy drogi w 2005 roku wpadli na pomysł, żeby w odległym kącie swojej działki wybudować wraz z siostrą pani Kazimiery nowy dom.
- Myślałam, że na stare lata, po śmierci córki, znajdę oparcie w rodzinie, która chętnie chciała pomóc – mówi Kazimiera Ślusarz, która nie może wybudować domu.
- Kupiliśmy projekt, projekt został zaadoptowany i czekaliśmy tylko na to żeby można było dojechać na tę działkę – mówi Jadwiga Przystaś, siostra pani Kazimiery.
- W 2005 roku wystąpiłam o warunki zabudowy, które otrzymuję od urzędu miasta. Dostałam zezwolenie, ale zabierali mi drogę dojazdową do tych domów – mówi pani Kazimiera.
Państwo Ślusarzowie wystąpili o zamianę wywłaszczonej działki na leżącą obok ziemię miasta. Urząd początkowo się zgodził. Ale z niewiadomych przyczyn szybko zdanie zmienił.
- W październiku otrzymuję pismo od wiceprezydenta miasta Rzeszowa, że zamieniona moja działka przewyższa wartość tylko o 1577 złotych. Wtedy miasto mogło mi tyle zapłacić i mieliby spokój, ale w styczniu 2006 roku decyzja została zmieniona - mówi pani Kazimiera.
- Oczywiście, że przez 10 lat wszystko się zmienia, sytuacja się zmienia i teraz można gdybać: a gdybyśmy zamienili, to nie było by problemu – mówi Maciej Chłodnicki, rzecznik prasowy Prezydenta Rzeszowa.
Zdesperowani Ślusarzowie poprosili miasto o możliwość kupienia sąsiedniej działki. Miasto ustaliło cenę na 30 000 złotych za ar. W tym samym czasie sam urząd płacił za ten sam ar 11 000 złotych.
Chcąc ratować plan budowy domu Ślusarzowie występują o służebność miejskiej działki, ale i tu spotyka ich kolejny absurd.
- Dostaje w marcu decyzję o służebności, a niespełna miesiąc później dowiadujemy się, że została sprzedana - mówi Jadwiga Przystaś, siostra pani Kazimiery.
- Ta pani nie podpisała aktu służebności, chociaż był on gotowy i czekał – mówi Maciej Chłodnicki, rzecznik prasowy Prezydenta Rzeszowa.
- To jest nieprawda, nie wiem dlaczego urząd nadal tak mataczy w tej sprawie. Nigdy nie było operatu szacunkowego, nie było wyceny, nie były przygotowane żadne umowy do podpisania – mówi pani Kazimiera.
- My nie jesteśmy od tego, aby tu wykazywać jakąkolwiek złą wolę dla mieszkańców, przecież my tutaj wszyscy, którzy pracujemy w urzędzie, jesteśmy, żeby służyć mieszkańcom - mówi Maciej Chłodnicki, rzecznik prasowy Prezydenta Rzeszowa.
Domu jak nie było, tak nie ma, ale Ślusarzowie ze swojej posesji muszą zniknąć. Pod budowę drogi ekspresowej S19 wywłaszczono bowiem kolejną część ich nieruchomości. Tym razem pod mającą biec pod wiaduktem ścieżkę rowerową.
- Będzie tam skrzyżowanie dwupoziomowe, będą zjazdy rozjazdy i akurat ten dom stoi w takim punkcie, gdzie musi być rozebrany - mówi Maciej Chłodnicki, rzecznik prasowy Prezydenta Rzeszowa.
- Wyobrażam sobie, że przyjdą pewnego dnia z policją – płacze pani Kazimiera.*
*skrót materiału
Reporter: Irmina Brachacz-Przesmycka
ibrachacz@polsat.com.pl