Brutalny mord sprzed 12 lat. Sprawca na wolności

12 lat temu Chodorami, małą wsią na Podlasiu, wstrząsnęła informacja o brutalnym zabójstwie Edmunda Krynickiego. Szanowany mieszkaniec, lokalny radny i biznesmen został zamordowany we własnym domu. Do dzisiaj sprawca jest na wolności. Jego tropu szukają policjanci z białostockiego Archiwum X.

Edmund Krynicki miał 69 lat. Mieszkał w Chodorach, małej wsi koło Białegostoku. Znali go tutaj wszyscy. Był radnym. Odnosił też sukcesy w biznesie. Hurtowo handlował drobiem. Miał kilka sklepów spożywczych,  a w okolicy uchodził za bogatego człowieka.


- Była to osoba bardzo nieufna wobec osób z zewnątrz, która nigdy nie zapraszała nieznajomych do domu – mówi Andrzej Baranowski z  Komendy Wojewódzkiej Policji w Białymstoku.


- Znali rozkład domu, wiedzieli, gdzie jest sejf. Podejrzewam, że to znajomi ludzie. Nikt z ulicy obcy – mówi Mirosława Gembicka, córka zamordowanego pana Edmunda.


Jest 24 marca 2004 roku. Ten dzień pan Edmund spędza w domu. Jest sam. Jego żona pracuje w pobliskim sklepie. Kiedy wieczorem wraca, jej oczom ukazuje się straszny widok.


- Otworzyłam drzwi i zobaczyłam męża, i upadłam na niego. Był cały we krwi. Całe mieszkanie we krwi było – mówi Łucja Krynicka,  żona  pana Edmunda.


- Mogło to być narzędzie typu: siekiera, toporek.  Niewykluczone, że był to toporek strażacki – mówi Andrzej Stelmaszuk z Prokuratury Rejonowej w Białymstoku.


- Krwi nie było wcale! Był sejf otwarty na oścież, a on leżał z okiem podbitym – mówi gosposia zamordowanego pana Edmunda.


Pan Edmund przed śmiercią zatrudniał w swojej firmie około 20 osób. Jedną z nich był Wiktor L. z Białorusi. Od roku mieszkał w barakowozie na posesji pana Edmunda. W dniu zabójstwa mężczyźni mieli odbyć ze sobą poważną rozmowę.


- Pokrzywdzony miał się z nim rozliczyć, zaproponować mu gorsze warunki pracy, on się na to nie zgodził. Miał sprzeczkę z pokrzywdzonym i wyjechał na Białoruś – mówi Andrzej Stelmaszuk z Prokuratury Rejonowej w Białymstoku.


- Pracownicy, którzy go widzieli w tym czasie, mówili, że ten mężczyzna właśnie w tym czasie był, jak użyli  takiego sformułowania:  dziwny, zdenerwowany – mówi Andrzej Baranowski z  Komendy Wojewódzkiej Policji w Białymstoku.


W chwili zabójstwa oprócz Wiktora L., na posesji była jeszcze jedna osoba: pracująca dla pana Edmunda pomoc domowa. W czasie morderstwa gotowała obiad w budynku obok,  ale jak twierdzi, nie widziała ani nie słyszała niczego podejrzanego.


- To niemożliwe, żeby on nie krzyczał. To jest niemożliwe – mówi Łucja Krynicka,  żona pana Edmunda.


- Wszyscy dookoła mówią: Ty wiesz, tylko nie chcesz powiedzieć! W końcu się wk*** i powiedziałam: wiem, ale nie powiem i odp*** się – mówi gosposia pana Edmunda.


Sprawę zabójstwa pana Edmunda przekazano do policyjnego Archiwum X. Śledczy na nowo analizują wszystkie zebrane 12 lat temu dowody. Każdy kolejny dzień działa jednak na korzyść mordercy. Nie wiadomo więc, czy sprawiedliwości kiedykolwiek stanie się zadość.


- Chciałabym, żebyście mi pomogli znaleźć tych morderców, żeby oni mi w oczy spojrzeli, powiedzieli, dlaczego go zabili.  Oni nie tylko ojca zabili, ale całą naszą rodzinę zabili – mówi Mirosława Gembicka,  córka pana Edmunda. *

 

*skrót materiału

 

Reporter: Rafał Zalewski

 

rzalewski@polsat.com.pl