Kancelaria odszkodowanie wywalczyła, ale nie wypłaciła
Pan Andrzej z Rudy Śląskiej trzy lata temu uległ poważnemu wypadkowi. Jeszcze gdy leżał w szpitalu, zgłosił się do niego przedstawiciel jednej z krakowskich kancelarii, oferując pomoc w uzyskaniu odszkodowania. I tak się stało. Z ubezpieczycielem została podpisana ugoda o wypłatę 80 tysięcy złotych. Niestety kancelaria nadal nie przekazała pieniędzy panu Andrzejowi.
Pan Andrzej został potrącony przez samochód o 5.30 rano, wysiadając z tramwaju. 60-latek trafił do szpitala.
- Jak wysiadałem z tramwaju, kierowca potrącił mnie i uciekł z miejsca wypadku. Przyhamował, zrzuciło mnie za tramwaj, a kierowca uciekł – mówi opowiada.
Mężczyzna odniósł poważne obrażenia. Spędził w szpitalu prawie dwa tygodnie. Wtedy właśnie odwiedził go mężczyzna reprezentujący kancelarie prawną. Miał on pomóc w uzyskaniu odszkodowania.
- Leżałem dwanaście dni w szpitalu, miałem dwie operacje nogi, później miałem jeszcze przeszczep kości, bo kość się nie zrastała - mówi pan Andrzej.
- Leżał na wyciągu, miał głowę rozbitą. Okropny widok – dodaje jego pasierbica.
- Jeszcze się dobrze w szpitalu nie znalazłem, a już był u mnie facet. Nie tylko on, więcej ich było, ale przyjąłem ich warunki, bo tam było 20% a inni chcieli 30%. Kancelaria miała wywalczyć od ubezpieczyciela odszkodowanie dla mnie, zadośćuczynienie – mówi pan Andrzej.
W tym roku kancelaria zawarła ugodę z ubezpieczycielem. Pan Andrzej miał otrzymać 80 tysięcy złotych. Ubezpieczyciel przelał pieniądze na konto kancelarii.
- W tym roku w sierpniu do mnie zadzwonił mecenas i zapytał mnie, czy zgadzam się na ugodę. 80 tysięcy złotych mi zaproponował. Podpisałem tę ugodę, odesłałem mu duplikat. I do dnia dzisiejszego nie ma pieniędzy – mówi pan Andrzej.
Do dziś mężczyzna pozostałej kwoty, czyli po odliczeniu prowizji kancelarii ponad 60 tysięcy, nie otrzymał. Wielokrotnie dzwonił do kancelarii, ale nie dostał odpowiedzi, kiedy otrzyma przelew.
- Moim zdaniem taka poważna kancelaria powinna poważnie traktować człowieka. Tym bardziej, że to są jego pieniądze. To nie jest żadna nagroda, to za cierpienie dostał – mówi pani Danuta.
- Najpierw tłumaczyli się, że pani z działu finansowego była na urlopie, później, że źle przesłała na inne konto, a teraz zbywają – mówi pani Iwona.
Pan Andrzej jest w bardzo trudnej sytuacji, bo po wypadku jest inwalidą. Nie może pracować. Utrzymuje siebie i rodzinę za 750 złotych renty. Nie może dłużej czekać, zgłosił całą sprawę do prokuratury.
- Nie mam za wysokiej tej renty, żona pracuje, ale grosze zarabia, córka się uczy. Za co żyć? Idę do apteki - 300 złotych wydaję jednorazowo. To połowa mojej renty – mówi pan Andrzej.*
*skrót materiału
Reporterka: Angelika Trela
atrela@polsat.com.pl