Oferował pomoc, zostawił bez mieszkań i pieniędzy

Tomasz S. poluje na osoby w trudnej sytuacji finansowej. Oferuje im pomoc w zamianie mieszkań na mniejsze, z niższymi czynszami. Później sprzedaje lokale ofiar i znika z pieniędzmi. Taki los spotkał panią Halinę z Sosnowca, panią Elżbietę i panią Mirosławę z Dąbrowy Górniczej. Kobiety od lat walczą o odzyskanie dorobku życia.

50-letnia pani Halina przez wiele lat wychowywała samotnie córkę Katarzynę. Popadła w kłopoty finansowe. Nie stać jej było na utrzymanie ponad 50-metrowego własnościowego mieszkania. Siedem lat temu postanowiła mieszkanie sprzedać i zamieszkać w mniejszym.   Pomóc jej w tym miał Tomasz S.

- Zaproponował mi zamianę mieszkania na mniejsze, z mniejszym czynszem. Ono nie było własnościowe tylko z MZBU. Należało do pana, który miał się zamienić z panem S. na inne mieszkanie za dopłatą, a ja miałam dostać mieszkanie tego pana – opowiada pani Halina.

Kobieta twierdzi, że Tomasz S. przekonywał ją, że z każdym klientem postępuje tak samo.

- Mówił, że musimy jechać do notariusza i spisać umowę  sprzedaży mojego mieszkania. On postara się to mieszkanie sprzedać i jak najszybciej, ze środków uzyskanych zrealizuje to, na co się umawialiśmy – wspomina.

Pani Halina sprzedała mieszkanie za 85 tys. zł. Niestety, jak twierdzi kobieta, została oszukana przez Tomasza S. Straciła wszystko. Do dziś nie ma pieniędzy ze sprzedaży lokalu. Nie ma także obiecanego przez Tomasza S. innego niewielkiego mieszkania.

- Po podpisaniu aktu notarialnego dał mi 10 tys. zł i to wszystko. Z mieszkania zabrałam tylko rzeczy osobiste i parę drobiazgów. Wydzwaniałam, prosiłam, nie pomogło nic, robił uniki – mówi.

W równie tragiczniej sytuacji jak pani Halina, znalazła się 61-letnia pani Elżbieta. Kobieta ze swoim mężem Zdzisławem chciała zamienić prawie 60-metrowe mieszkanie na mniejsze. Małżeństwo sprzedało lokal Tomaszowi S., a mniejszego nie ma do dziś.

- Ustaliliśmy, że mieszkanie jest warte 100 tys. zł. Teściowie podpisali dokument, że otrzymali 75 tys. zł przed podpisem aktu notarialnego, natomiast wiadomo, że nigdy tych pieniędzy nie otrzymali. Umowa była taka, że dostaniemy mniejsze mieszkanie – opowiada pan Grzegorz, zięć pani Elżbiety.

Kolejną poszkodowaną przez Tomasza S. kobietą jest pani Mirosława. Tomasz S. też  obiecywał jej zamianę. Za ponad 60-metrowe mieszkanie miała otrzymać dwa mniejsze. Dostała jedno, a o drugie walczy od kilku lat.  

- Przedstawił ciekawą ofertę. Byłam lokatorem spółdzielni mieszkaniowej i należało moje mieszkanie wykupić. Zaproponował, że on się tym wszystkim zajmie, a później ode mnie je kupił, żebym mogła mieć dwa mniejsze mieszkania – opowiada pani Mirosława.

Tomasz S., gdy dowiedział się o realizacji reportażu, zaczął zwracać pieniądze swoim klientom. Próbował także przekonywać poszkodowanych, że mieszkania, na które czekają kilka lat, w końcu otrzymają.

- Mógłbym pokazać pani to mieszkanie dzisiaj? Termin moglibyśmy sobie ustalić na zorganizowanie wszelkich formalności, myślę że maksymalny termin to byłoby do tej sprawy  14 grudnia – powiedział Tomasz S. pani Halinie w rozmowie telefonicznej.

Pani Halina nie uwierzyła już obietnicom Tomasza S. Razem z nami próbowała odnaleźć Tomasza S. Mężczyzna odmówił wypowiedzi przed kamerą.

- Tomaszowi S. przedstawiono siedem zarzutów, w tym sześć oszustw na szkodę pokrzywdzonych . To są poważne zarzuty, zagrożone pozbawieniem wolności do lat 8 – informuje Mariusz Kucharczyk, wiceprezes Sądu Rejonowego w Dąbrowie Górniczej.

- On chyba nie rozumie, co to znaczy być bez mieszkania, bez środków do życia. Mieszkam z córką w wynajętym mieszkaniu – mówi pani Halina.  

- Gdyby nie moja córka, nie moi znajomi, którzy mnie pilnowali, nie rozmawialibyście dzisiaj ze mną. Mnie by już po prostu nie było  - rozpacza pani Mirosława.*

* skrót materiału

Reporter: Żanetta Kołodziejczyk-Tymochowicz

interwencja@polsat.com.pl