Urzędnicy chcą 3 mln zł – pracę straci ponad 100 osób
Dramat pracowników spółdzielni inwalidów w Dynowie koło Rzeszowa. Jeśli urzędnicy nie wykażą dobrej woli, ponad 100 osób straci pracę, a zakład szyjący odzież upadnie. Kiedy spółdzielnia wpadła w kłopoty przez nieuczciwego kontrahenta, ZUS zgodził się, by zapłatę składek za pracowników rozłożyć na raty. Nikt nie przewidział, że z tego powodu zakład będzie musiał zwrócić 3 mln zł dofinansowania od Państwowego Funduszu Rehabilitacji Osób Niepełnosprawnych.
- Pieniądze, które nam dali, miały trafić do inwalidów i one do inwalidów trafiły. Do nikogo innego! Nikt nie
zabrał tych pieniędzy – mówi Mariola Pełcherek, pracownica spółdzielni.
Spółdzielnia inwalidów w Dynowie istnieje od 1952 roku. Zatrudnienie znajduje w niej blisko 150 osób, w tym
wiele z orzeczeniami o niepełnosprawności. W 2013 roku spółdzielnia znalazła się w trudnej sytuacji przez
jednego z kontrahentów, który nie wypłacił pieniędzy.
- Każda z nas poczuła się oszukana, bo to były nasze, wypracowane pieniążki. Produkt został uszyty, sprzedany,
a pieniążki nie wpłynęły do tej pory – mówi Bożena Banaś, pracownica spółdzielni inwalidów.
Ówczesny zarząd spółdzielni stanął przed trudnym wyborem: albo zapłacić pensje pracownikom, albo składki do
Zakładu Ubezpieczeń Społecznych. By ratować firmę przed upadłością, władze spółdzielni podpisały porozumienie z
ZUS o płatności składek w trybie ratalnym. Później firma została skontrolowana przez urzędników.
- Po kontroli okazało się, że jeżeli nie był płacony w terminie ZUS, to nie mogliśmy sięgać po dofinansowanie z
PFRON-u na wynagrodzenia dla osób niepełnosprawnych – tłumaczy Alicja Kopacka, kierownik produkcji spółdzielni
inwalidów w Dynowie.
Mimo porozumienia z Zakładem Ubezpieczeń Społecznych, niepłacone terminowo składki wbiły gwóźdź do trumny
spółdzielni. Dla Państwowego Funduszu Rehabilitacji Osób Niepełnosprawnych oznaczało to, że pracodawca
nienależnie pobrał świadczenie do wynagrodzeń pracowników. PFRON nakazał zwrot pobranego dofinansowania wraz z
odsetkami - prawie 3 miliony złotych.
- Jest ustawa, że ten dług będzie mógł być rozłożony na 10 lat, chociaż to i tak jest dla nas ogromna kwota, bo
co miesiąc musielibyśmy spłacać około 30 tysięcy zł. Produkcja jest mało opłacalna, żeby takie kwoty pozyskać –
mówi Alicja Kopacka, kierownik produkcji spółdzielni inwalidów w Dynowie.
Spółdzielnia jest w stanie likwidacji, musiała zwolnić już 20 osób. Reszta pracujących boi się o swoje
stanowiska pracy i brak możliwości zatrudnienia w innym miejscu. Jeśli dyrekcja PFRON nie umorzy choć części
nienależnie pobranych świadczeń, spółdzielnia upadnie, a ponad 100 osób straci pracę.
To stanowisko PFRON: „Spółdzielnia Inwalidów im. Jana Kilińskiego, będzie mogła wystąpić o zastosowanie
ulgi w formie umorzenia w części lub w całości odsetek od nienależnie pobranych środków PFRON tytułem
dofinansowania do wynagrodzeń pracowników niepełnosprawnych, pod warunkiem spłaty kwoty głównej (1 400 000 pln)
oraz rozłożenia na raty spłaty nienależnie pobranego dofinansowania lub odroczenia terminu ich płatności.”
- Założyłem sobie cel, żeby wyprowadzić spółdzielnię na prostą, bo widzę tutaj zaangażowanie ludzi, widzę
podejście załogi, jest zmobilizowana, chce tutaj pracować. W obrębie od Rzeszowa do Przemyśla nie ma takiego
zakładu pracy, w takiej branży. Podejrzewam, że ludzie nie mogliby znaleźć innego miejsca pracy – mówi
Stanisław Paściak, likwidator spółdzielni inwalidów.
- Kobiety są tuż przed 50-tką, bo nie jesteśmy młodą kadrą. Ciężko będzie o pracę. Sytuacja jest dla nas
dramatyczna – mówi Jolanta Sieńko, pracownica spółdzielni inwalidów.
- Mam takie poczucie niesprawiedliwości. Gdyby te pieniądze były gdzieś wyprowadzone z zakładu, to jeszcze
można by się z tym pogodzić, ale te pieniądze poszły na wypłaty dla osób zatrudnionych w naszej firmie, osób
niepełnosprawnych – podsumowuje Alicja Kopacka, kierownik produkcji spółdzielni inwalidów w Dynowie.*
* skrót materiału
Reporter: Klaudia Szumielewicz-Szklarska
kszumielewicz@polsat.com.pl