Wygrali sądowy bój o refundację leku. To może być przełom

Państwo Nyczowie toczyli batalię z Ministerstwem Zdrowia, które nie chciało zrefundować leku hamującego rozwój śmiertelnej choroby u ich syna. Resort twierdził, że lek jest przecież dopuszczony do obrotu w Polsce i można go kupić. To nieprawda. Jest on tak drogi, że żadna apteka go nie sprowadziła. Sąd uznał, że w takim przypadku ma być refundowany.

Paweł Nycz jest 7-letnim, pogodnym chłopcem. Razem z rodzicami mieszka na przedmieściach Warszawy. Na pierwszy rzut oka wygląda na zdrowe dziecko, ale już zadaje im trudne pytania. Te najtrudniejsze brzmiało: czy szybko umrze.

- Wszystko wyglądało w porządku. Troszeczkę później zaczął wstawać, podnosić się. Jeździliśmy do lekarzy, ale stwierdziliśmy, że w późniejszym czasie to się wyrówna – opowiada Stanisław Nycz, tata Pawła.

- Trafiliśmy do pani neurolog, która zrobiła badanie krwi CK, które kosztuje 7 zł. Po 3 tygodniach dostaliśmy informację, że zaczyna się dla nas nowy rozdział. Zaczęła się rehabilitacja, zaczął się basen, i robienie wszystkiego, żeby Pawełka jak najdłużej zachować w dobrej formie - mówi Anna Kalicka-Nycz, mama Pawła.

U chłopca w wieku 4 lat zdiagnozowano postępujący zanik mięśni. Jest to póki co wciąż nieuleczalna choroba. Znacząco powstrzymać ją może lek, który dwa lata temu został dopuszczony do obrotu w Polsce. Rodziców Pawła nie stać na zakup tego leku, bo roczna terapia kosztuje ok. 1,5 mln zł.  Rozpoczęła się dramatyczna walka o każdy dzień życia Pawełka.

- Przy tej chorobie w wieku 10-12 lat dzieci siadają zazwyczaj na wózek, w wieku 18 już mogą poruszać praktycznie tylko oczami. Nie mogą samodzielnie jeść, nie mogą samodzielnie oddychać, tylko przez respirator, są całkowicie uzależnieni od rodziców, od opiekunów – mówi mama Pawła.

- Wedle tego co dziś wiadomo, lek daje szansę przedłużenia okresu samodzielnego chodzenia, wydaje się, że przełoży się też na znacznie lepszy stan funkcjonowania chłopca w ogóle, na pewno na jego dłuższe życie – informuje prof. Anna Kostera-Pruszczyk, kierownik Kliniki Neurologii Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego.

Lek jest stosowany w badaniach klinicznych w Polsce. Dostają go chłopcy. Paweł nie zakwalifikował się jednak, bo w trakcie naboru, był o rok za młody.

– Podejrzewam, że jest maksymalnie 5 chłopców w Polsce, którzy nie dostali się do badań klinicznych, a którym ten lek może pomóc. Podaje się go tylko, gdy chłopcy mogą chodzić samodzielnie – mówi pani Anna, mama Pawła.

Rodzice Pawła zwrócili się do Ministerstwa Zdrowia z prośbą o refundację leku. Niestety spotkali się z odmową. Resort nie chce sprowadzić leku z zagranicy, chyba że zapłacą za niego rodzice, bo twierdzi, że można go kupić w Polsce. To tylko teoria. Lek jest tak drogi, że w żadnej aptece go nie ma.

- Ministerstwo dwukrotnie odrzucało nasz wniosek o refundację. Sprawa trafiła do sądu administracyjnego. Wygraliśmy, jednak ministerstwo złożyło kasację. 6 października wygraliśmy w Naczelnym Sądzie Administracyjnym – opowiada Anna Kalicka-Nycz.

- Zarówno sąd pierwszej, jak i drugiej instancji doszedł do wniosku, że  w tym przypadku chodzi nie tylko o formalny dostęp do leków, ale i faktyczny, rzeczywisty. Kiedy jest lek dopuszczony, ale nie jest dostępny na rynku polskim, w takiej sytuacji MZ powinno wyrazić zgodę na jego refundację – tłumaczy Sylwester Marciniak z Naczelnego Sądu Administracyjnego.

Wyrok Naczelnego Sądu Administracyjnego jest przełomowy dla wszystkich rodziców, których dzieci cierpią na rzadkie choroby. Rodzice Pawełka czekają teraz na ostateczną decyzję ministerstwa. Powinno to nastąpić w ciągu miesiąca.

- Myślę, że jest to pierwsza tak ważna wypowiedź NSA na temat zasad refundacji leków, które są dopuszczone do obrotu w Polsce, natomiast nie są w Polsce de facto dostępne – potwierdza Zuzanna Rudzińska-Bluszcz, główny koordynator przy Biurze Rzecznika Praw Obywatelskich.

- Dla mnie to oznacza, że lek będzie refundowany, ale jeśli ministerstwo znajdzie lukę, że może nam go nie dać, to nie da, podając inny powód odmowy. Wtedy przed nami kolejne 1,5 roku walki. Nie wiem, czy syn ma tyle czasu – podsumowuje Anna Kalicka-Nycz.

Ministerstwo Zdrowia w taki sposób odniosło się do wyroku NSA:

„Minister Zdrowia niezwłocznie po otrzymaniu akt sprawy wyda stosowaną decyzję administracyjną. Na obecnym etapie postępowania nie można jednoznacznie przesądzić, jaki charakter przyjmie rozstrzygnięcie. Sprawa jest aktualnie przedmiotem pogłębionej analizy”.*

* skrót materiału

Reporter: Dominika Grabowska

dgrabowska@polsat.com.pl